Masakra w błocie albo ucieczka. „Zrzucili nas i kazali się okopywać, ale mieliśmy tylko trzy łopaty”

Kolejne oddziały rosyjskich poborowych rozbijane są na froncie przez Ukraińców. Wywołuje to na zapleczu coraz silniejsze protesty przeciw dowództwu.

Publikacja: 08.11.2022 22:34

Obóz dla ukraińskich uchodźców wojennych w Zaporożu

Obóz dla ukraińskich uchodźców wojennych w Zaporożu

Foto: ANATOLII STEPANOV/AFP

– Nasi synowie zostali zdradziecko rzuceni sami na linię frontu. (…) Mój syn wydostał się z okrążenia (…), z grupą 16 ludzi szedł piechotą ponad 140 kilometrów. I od razu zażądano od nich, by natychmiast wrócili na pierwszą linię – tym razem skarżyły się matki poborowych z rejonu pawłowskiego w obwodzie woroneskim. Kobiety nagrały oświadczenie wideo z żądaniem, by miejscowy gubernator „zrobił porządek z tą sytuacją”.

Bez zapasowych baterii

Wcześniej z podobnym żądaniami występowały krewne żołnierzy w samym Woroneżu. Oddział pochodzących stamtąd poborowych został zmasakrowany w pobliżu Makijewki w obwodzie ługańskim.

Rosyjskie Ministerstwo Obrony znalazło się pod rosnącym naciskiem władz regionalnych

Z kolei gubernator Kraju Nadmorskiego (nad Pacyfikiem) Oleg Kożemiako musiał interweniować, gdy zwrócili się do niego żołnierze ze 155. brygady piechoty morskiej Floty Oceanu Spokojnego, rozgromieni przez Ukraińców pod Pawliwką w okolicach Doniecka. Żołnierze wprost zarzucili swym dowódcom głupotę i niekompetencję. – No, straty są, trwają ciężkie walki. Ale nie tak duże, jak piszą – już ogłosił gubernator w oświadczeniu wideo.

We wszystkich znanych przypadkach oddziały złożone w całości lub części z poborowych w ciągu jednego dnia traciły po kilkuset żołnierzy: zabitych, rannych i zaginionych. Wszędzie dowództwo pędziło jak najwięcej żołnierzy na front, byle tylko zatkać w nim dziury.

– Nas zrzucili z samochodów i kazali się okopywać, ale w całym batalionie były tylko trzy łopaty. Sprzętu nie było. Jak mogliśmy, tak się okopaliśmy, a o świcie zaczął się ostrzał – opowiadał Andriej Agofonow, który trafił pod Makijiwkę. Jego kolega, jeden z nielicznych, którzy przeżyli, dodał, że ryli jamy w ziemi bagnetami i rękoma. – Nadleciały ukraińskie drony, zaczęli do nas strzelać. To było polowanie – opowiada.

Czytaj więcej

Ukraińskie wojsko przejmuje fabryki oligarchów. „To była dobra okazja dla Zełenskiego”

Po kilkunastu godzinach ostrzału ocalali zaczęli cofać się do miejscowości Swatowe, gdzie był sztab. Wszyscy opowiadają, że nie mieli żadnej łączności, a oficerowie jako pierwsi uciekli z placu boju. Niektórym żołnierzom wydano mapy, ale nie było na nich nazw miejscowości, wokół których walczyli, bo były drukowane jeszcze w ZSRR. Łączność zaś padła (u tych, którzy ją mieli), bo nie było zapasowych baterii do nadajników.

Agafonow mówił, że po Swatowym włóczą się „kilkuosobowe grupy żołnierzy z innych rozbitych batalionów poborowych”.

Żony i matki w akcji

Trochę odmiennie wyglądał pogrom piechoty morskiej pod Pawliwką. Żołnierze twierdzą, że posłano ich do ataku przez „kilometrowe pole, na którym błota było po kolana i utykały w nim nawet wozy bojowe”. W rezultacie nawet nie dotarli do ukraińskich pozycji, a stracili ponad 300 zabitych, rannych i zaginionych. „Posłali nas do niepotrzebnego ataku dowodzący generał Muradow i jego koleś Ahmedow, żeby Muradow zapunktował przed sztabem generalnym” – pisali żołnierze w piśmie opublikowanym – o dziwo – przez rosyjskich propagandzistów wojennych.

Ministerstwo Obrony znalazło się pod rosnącym naciskiem władz regionalnych. Gubernatorzy zapowiadają nawet odwołanie „swoich” poborowych z frontu. Przedstawiciele władz cywilnych przestraszyli się rosnącej aktywności krewnych żołnierzy: matek oraz żon. Większość gubernatorów pamięta ogromne marsze przeciw wojnie w Czeczenii organizowane w połowie lat 90. ubiegłego wieku przez Komitet Matek Żołnierzy.

Dowództwo znalazło się między młotem a kowadłem, bowiem Kreml żąda zajęcia całego obwodu donieckiego i ługańskiego. Moskwa chciałaby w całości włączyć je do swego państwa. Stąd krwawy atak w miejscowości leżącej zaledwie 30 kilometrów na południowy zachód od Doniecka. W dziewiątym miesiącu wojny nie udało się przełamać tam ukraińskiej obrony. Rosjanie jedynie po raz kolejny poinformowali o zajęciu całego donieckiego lotniska. Ale tak samo co najmniej trzy razy przekonywali o zdobyciu Pawliwki, gdzie rozbito piechotę morską.

– Nasi synowie zostali zdradziecko rzuceni sami na linię frontu. (…) Mój syn wydostał się z okrążenia (…), z grupą 16 ludzi szedł piechotą ponad 140 kilometrów. I od razu zażądano od nich, by natychmiast wrócili na pierwszą linię – tym razem skarżyły się matki poborowych z rejonu pawłowskiego w obwodzie woroneskim. Kobiety nagrały oświadczenie wideo z żądaniem, by miejscowy gubernator „zrobił porządek z tą sytuacją”.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Francja chce chronić igrzyska greckim systemem obrony powietrznej. Wystąpiła o pożyczkę
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Front się sypie. Niespodziewana zdobycz najeźdźców
Konflikty zbrojne
Prezydent Władimir Putin zdradza plany Rosji wobec Donbasu
Konflikty zbrojne
Białoruś: Mińsk zaatakowany z terytorium Litwy. Jest reakcja litewskiej armii
Konflikty zbrojne
Mobilizacja na Ukrainie. Wojsko czeka na tych, którzy wyjechali za granicę