May nie przejdzie do historii jako najgorszy premier Wielkiej Brytanii współczesnych nam czasów. Ten tytuł należy się Davidowi Cameronowi. Ale w tym rankingu obecna szefowa rządów plasuje się zaraz za nim.
Czytaj także: Theresa May zrezygnuje 7 czerwca
Zarówno Cameron jako i May na pierwszym miejscu postawili dobro Partii Konserwatywnej, a nie kraju. Pierwszy z nich ogłosił, że jeśli wygra wybory parlamentarne 2015 r. rozpisze referendum w sprawie członkostwa królestwa w Unii Europejskiej. Ryzykując przyszłość państwa, chciał w ten sposób zmarginalizować Partię Niepodległościową Zjednoczone Królestwa Nigela Farage, ale także eurosceptyczną frakcję torysów.
Ceną okazał się największy kryzys polityczny w Wielkiej Brytanii od II Wojny Światowej. Do dziś w Londynie nikt nie wie, po co tak naprawdę kraj ma wyjść z UE. Nikt też nie jest w stanie zapewnić, że w wyniku brexitu istniejąca od trzech wieków unia Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii nie rozpadnie się.
Ale May, która przed referendum 2016 r. jako wieloletnia szefowa MSW w brexit nie wierzyła, także poszła za logiką Camerona. Przez ostatnie trzy lata priorytetem było dla niej zachowanie jedności Partii Konserwatywnej a nie opracowanie umowy rozwodowej, która miałaby jakiś sens. Z różnych modeli przyszłych stosunków, od bliskiej współpracy z Brukselą na wzór Norwegii po znacznie luźniejsze relacji na wzór Kanady, nie wybrała żadnego.