Starania o umocnienie obecności Amerykanów w naszym kraju to krok w tym samym kierunku, co wcześniejsze dążenie do obecności w NATO i UE. Teraz musimy sobie jednak odpowiedzieć na pytanie jaki interes w tym całym układzie realizuje Waszyngton.
Dla Polski dodatkowych 1000 żołnierzy USA, a przede wszystkim – de facto – ich stała obecność nad Wisłą, to korzyść oczywista. Żaden traktat czy sojusz nie zagwarantuje nam pomocy w razie kryzysu w takim stopniu, jak fizyczna obecność sojuszników na terytorium naszego kraju. To już nie jest owe 14 dni, jakie sojusznicy Polski mieli po 1 września na przystąpienie do czynnej walki z tym, kto fizycznie zagrażał Polsce – obecność wojsk USA na terytorium naszego kraju gwarantuje, że nasz najsilniejszy sojusznik będzie czynnie zaangażowany w taki konflikt od pierwszej jego minuty.
Nie należy jednak dać się zwieść ciepłym słowom Donalda Trumpa o wzorowym sojuszniku, jakim ma być Polska – USA nie wzmacniają relacji z nami z czystej sympatii. Wiara w to, że ktoś w uznaniu naszych cnót oferuję nam coś w stosunkach międzynarodowych , jest czystą naiwnością. Rozsądniej jest uznać, że USA też mają interes w wysłaniu nad Wisłę dodatkowych żołnierzy. By w pełni wykorzystać sytuację musimy zrozumieć jaki to interes.
Niewątpliwie w grę wchodzi ważny z perspektywy polityki Trumpa deal – Polska ma ponieść koszty obecności dodatkowych wojsk USA, ponadto kupi myśliwce F-35, a więc po stronie „ma" Waszyngtonowi wszystko się zbilansuje. Trump będzie mógł pokazać amerykańskiemu podatnikowi, że nie realizuje idealistycznej polityki w której USA w imię wyższych wartości płacą za wolność i demokrację na świecie – ale że to po prostu business as usual – my im bezpieczeństwo, oni kupują nasze myśliwce i gaz. Z perspektywy Polski nie ma powodu, by się na to oburzać – bezpieczeństwo ma swoją cenę.
Ale zwiększona obecność USA w Polsce ma również wymiar geopolityczny. Z jednej strony to sygnał dla Rosji – że jej agresywne działania w Europie Środkowo- Wschodniej (Ukraina) nie będą w nieskończoność uchodzić bezkarnie. Z drugiej, co może ważniejsze, to sygnał dla Niemiec, że USA w tej części Europy nie są skazane na układanie się z Berlinem.