I na tych obelgach mądrość komentatorów się wyczerpała. Siły niesłuszne zostały napiętnowane w mocnych słowach, nic więcej do powiedzenia nie ma.
Ja jednak uważam, że jest. Niegodne chwili zachowanie publiczności to tylko objaw choroby, jaka toczy Polskę. I nie jest to bynajmniej choroba zawiści "tych, którzy nic nie zrobili", wobec bohaterów. Ci, którzy gwiżdżą dziś na sam dźwięk nazwisk Borusewicza i Wałęsy, gwiżdżą nie na organizatora strajku i szefa komitetu strajkowego, ale na polityków, którzy ich zdaniem "Solidarność" zdradzili, którzy przeszli na drugą stronę – spomiędzy tłamszonych i poniżanych pomiędzy nowych "właścicieli" Polski, którym wolno tłamsić i poniżać. Przeciwstawiają im bynajmniej nie jakichś nieznanych, nie wiadomo skąd wziętych uzurpatorów, ale bohaterów nie mniej zasłużonych, na mocy okrągłostołowej transakcji wyzutych z należnych im honorów i usuniętych z życia publicznego.
Jeśli oburza nas forma, w jakiej przeciwnicy rządzącego establishmentu dają wyraz swemu rozgoryczeniu – a co do tego nie ma chyba sporu – to zamiast pławić się w słuszności miotanych potępień, mądrzej byłoby się zastanowić, kto ustanowił taki podział społeczeństwa, na "lepszych", którym należy się wszystko, i "tłuszczę" pozbawioną innego głosu niż gwizdy, i kto tak rozbujał emocje. Kto zdeprawował polską debatę publiczną, nasycił ją taką agresją i pogardą dla przeciwnika. Bez wątpienia zdecydowanie większą winę ponoszą właśnie ci "lepsi", którzy ronią teraz krokodyle łzy.