Po prostu ośmiesza on sąd, prawo, a nawet – choć tego ostatniego akurat nie żal – samego Michnika, który w zajadłym tłumieniu pozwami sądowymi krytyk na swój temat dawno już stał się postacią groteskową.

Nie jest usprawiedliwieniem dla sądu fakt, że podobnych kuriozów mamy już ogromną kolekcję. Od wyroku na Wojciecha Cejrowskiego, skazanego za stwierdzenie, że „Gazeta Wyborcza” traktuje swoich czytelników jak idiotów, po skazanie Katarzyny Brudnias za nazwanie pedofilem człowieka, u którego policja zakwestionowała 300 kaset z pedofilską pornografią.

Orzecznictwo, zgodnie z którym nie wolno nazwać przestępcą sprawcy przestępstwa, pedofilem – konesera pedofilskiej pornografii, a agentem bądź kapusiem człowieka, który był zarejestrowany jako tajny współpracownik SB lub wywiadu, stanowi obrazę zdrowego rozsądku. Mimo to takiej właśnie linii konsekwentnie trzymają się sędziowie: powiedzenie o kimś, kto od lat zaciekle broni agentów, że jest zaciekłym obrońcą agentów, narusza jego dobra osobiste. Oczywiście nie zawsze, tylko wtedy, gdy jest to postać ze słusznego środowiska. W odwrotną stronę obrażać wolno – na przykład Wałęsie Grzegorza Brauna. Nazwanie prezydenta Kwaśniewskiego pulpeciarzem zostało prawomocnie ukarane jako zniewaga. Nazywać prezydenta Kaczyńskiego chamem sąd pozwolił.

Na finiszu kampanii wyborczej UPR zdołał do reszty ośmieszyć polskie sądy, składając w czterech miastach identycznie brzmiące pozwy, na dodatek w sprawie dość oczywistej, i uzyskując cztery diametralnie różne wyroki. A potem sędziowie buczą na ministra i się dziwią, że Polacy ich nie szanują.

[link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/06/09/sady-wybuczenia-warte/]Skomentuj na blogu[/link]