Wymiana uśmiechów, uścisków, duserów i deklaracje wzajemnej miłości obu panów miały zapewne zatrzeć w pamięci niedawne kopanie się po kostkach.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/03/28/przeslodzone-swieto-platformy/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Pojednanie było też potrzebne Donaldowi Tuskowi, który zadbał, aby znaczące zwycięstwo Komorowskiego nie zmieniło się w zbytnie upokorzenie dla Radosława Sikorskiego. Lider PO obiecał mu nawet – jako nagrodę pocieszenia – rolę „wojownika przyszłości”. Brzmi to trochę jak tytuł następcy tronu, ale jest wystarczająco mało konkretny, by brać go na serio.
Atmosferę tego przesłodzonego święta popsuł nieco sam Sikorski, podkreślając, że głosowanie na niego wymagało „śmiałości i odwagi cywilnej”. Cierpkie słowa szefa MSZ przypomniały najbardziej bolesną dla Platformy okoliczność prawyborów – niską frekwencję. Czy ponad połowa członków PO uchyliła się od głosowania, bo zabrakło im odwagi cywilnej? Czyżby lokalni działacze bali się opowiedzieć po którejkolwiek stronie, bo nie wiedzieli, kogo popiera wielki Tusk? Uznali więc, że lepiej się nie wychylać?
Frekwencyjny kiks odsłonił na chwilę lokalną twarz mało ideowej partii władzy. Wcale nie takiej młodej i nie takiej skorej do posługiwania się komputerem. Widać bowiem wyraźnie, że Komorowski wygrał głosami platformersów, którzy 35. rok życia mają już za sobą. Młoda fala, „obywatele III RP”, którzy w dorosłe życie weszli po 1989 roku, być może pomogliby Sikorskiemu w realnych wyborach, ale na razie w Platformie dominuje pokolenie nieco starsze.