Tym bardziej śmieszą mnie ci, co wtedy mieli po paręnaście lat lub byli na emigracji, a teraz demonstrują”. Ta pseudosprytna refleksja nie uwzględnia jednego. Aresztowani albo internowani w stanie wojennym dziś są albo solidarnościowymi celebrytami, którzy przyjęli logikę Okrągłego Stołu i wraz z „wyzerowaniem licznika” pokochali generała, albo dla odmiany są to ludzie rozgoryczeni, którym III RP nie kojarzy się z niczym wspaniałym i nie wierzą już w nic. Oni także nie mają ochoty przychodzić pod willę. Ironia i kąśliwe uwagi pochodzą zazwyczaj od tych pierwszych. Ci drudzy nie mają ochoty już na żadne wypowiedzi.
A teraz zastanówmy się, co by było, gdyby ulicę przy willi generała zapełnialiby w noc grudniową 50-latki, czyli ci, którzy tworzyli pierwszą „Solidarność”. Dzisiejsi prześmiewcy pytający, ile demonstranci mieli lat 13 grudnia 1981 r., natychmiast zmieniliby front. Zaczęłoby się szydzenie z wiecznie wczorajszych podtatusiałych kombatantów solidarnościowych, prowadzących nadal tę samą wojenkę sprzed 30 lat. Nie kijem go, to pałką.
Konflikt wewnątrz Kościoła w Polsce zaczyna objawiać się w sposób, który musi budzić głęboki niepokój. Zasłużony niegdyś duszpasterz opozycji, w tym środowiska młodopolaków, ojciec Ludwik Wiśniewski zwraca się do nuncjusza episkopatu z listem wzywającym Kościół do obudzenia się z drzemki. Problem w tym, że głównym panaceum ma być likwidacja Radia Maryja, a to oczywiście wywoła w Kościele tylko dalsze podziały. Pismo trafia na łamy „Gazety Wyborczej”, która z lubością smaga nim arcybiskupa Józefa Michalika. Mogła zawiązać się dyskusja, a wyszła awantura.
Jeszcze bardziej zdumiewający charakter miało wydarzenie w trakcie mszy w Lublinie zamówionej przez tamtejszą „Solidarność” z okazji rocznicy ogłoszenia stanu wojennego. Ojciec Wiśniewski przerwał kazanie współcelebransowi, starszemu od siebie księdzu Leonowi Pietroniowi. Głośno zwrócił mu uwagę, że kazanie jest zbyt upolitycznione. A co robi arcybiskup Józef Życiński? „Gazeta Wyborcza” donosi, że miał zakazać księdzu Pietroniowi wygłaszania kazań na pół roku. Akurat arcybiskup Życiński znany jest z tego, że często zabiera głos w sprawach publicznych, a nawet nawiązuje do nich w swoich listach pasterskich i homiliach. Jak zareaguje, kiedy jakiś wierny zechce przerwać jego kazanie, bo uzna, że jest zbyt polityczne?
Andrzej Wajda ogłosił, że powstać ma film o Lechu Wałęsie pt. „My, naród polski”. Dzieło, sądząc z tytułu, będzie bardzo hagiograficzne. Informacja o filmie przypomniała mi, że 9 grudnia minęła dokładnie 20. rocznica wygranej Wałęsy w wyborach prezydenckich. Ciekawe, jak wszyscy zapomnieli o tej rocznicy. PiS nie w smak wspominanie wygranej Wałęsy, bo ten dziś bardzo często pełni rolę sojusznika propagandowego Platformy. Z kolei w środowiskach dawnej Unii Wolności mało kto ma ochotę przywoływać tamtejsze wydarzenia, bo musiałby przypomnieć, jak wówczas kreowano Wałęsę na groźnego potencjalnego dyktatora. A ja ciekawy jestem, jak Wajda przedstawi kampanię, w której Wałęsa został czarnym charakterem dlatego, że śmiał stanąć na drodze Tadeusza Mazowieckiego?