Rodzicom, zaniepokojonym o los swoich sześcioletnich dzieci, które od przyszłego roku mają trafić do szkół, odpowiedziała, by się... przewietrzyli.
Jak opisuje to dzisiaj w „Rz" Artur Grabek
na społecznościowym portalu internauci dopytywali MEN o szczegóły reformy obniżającej wiek szkolny. Wskazywali, że szkoły są nieprzygotowane na przyjęcie maluchów, bali się o to, że ich dzieci będą się uczyć w przepełnionych salach, bo do podstawówek trafią dwa roczniki. Co na to MEN? Radzi im by poszli na targ po tulipany (swoją drogą skąd w resorcie przeświadczenie o wiośnie, skoro mamy właśnie atak zimy).
Sam jestem ojcem 5-letniej Antoniny, która ma w przyszłym roku nieszczęście skończyć 6 lat. Sam zastanawiam się co zrobić by uniknąć fundowanego mi przez niefrasobliwy MEN „szczęścia" – moje dziecko pójdzie do nieprzygotowanej do jego przyjęcia szkoły, zafunduję mu też „liczebną górkę", bo obecnie do pierwszych klas nie pod przymusem idzie zaledwie 20 proc. dzieci. Co z tego wyniknie? 80 proc. pozostałych 7-latków spotka się z pełnym rocznikiem 6-latków już we wrześniu 2014 r. Podobne obawy zgłaszają wszyscy rodzice dzieci urodzonych w 2008 r. Nie dziwię im się. W prywatnych rozmowach często słyszy się sformułowania „jak uratować przed tym dziecko". Do tego doszło, że musimy ratować dzieci przed własnym państwem.
Minister Szumilas radzi nam spacer. Minister Szumilas na wszystkie realne problemy oświaty odpowiada w podobnie niezrozumiały sposób. Samorządy mówią, że Karta Nauczyciela je rujnuje, MEN jej broni. W szkołach coraz więcej jest przemocy, ministerstwo udowadnia, że jest inaczej. Rodzice muszą niemal z każdego przedmiotu ratować się korepetycjami, resort cytuje wyniki testu PISA. I tak w kółko.