Jego „Przesłuchanie” z pamiętnymi rolami Krystyny Jandy i Janusza Gajosa w iście sienkiewiczowski sposób ukształtowało na pokolenia obraz stalinowskich represji, i to wbrew cenzurze, która zatrzymała film na długich siedem lat. Dziś Bugajski powraca z nie mniej ważnymi pytaniami o korzenie III RP w filmie „Układ zamknięty”.

Kinowa premiera dopiero jutro, ale obraz zdążył już odbić się echem w polskim parlamencie. Jak dowiadują się dziennikarze „Rzeczpospolitej”, posłowie PSL, którzy czekali na premierę filmu, w najbliższy poniedziałek złożą do laski marszałkowskiej projekt ustawy o rzeczniku praw przedsiębiorcy. Jego głównym zadaniem byłoby reprezentowanie przedsiębiorców poszkodowanych przez aparat państwowy. Podejmowana przez PSL idea nie jest nowa (pisał o niej choćby na naszych łamach Piotr Gabryel w 2010 roku), ale można mieć wrażenie, że wreszcie dojrzeliśmy do jej realizacji.

Cóż takiego się wydarzyło, że klasa polityczna zdecydowała się podpisać pod postulatem publicystów? Dla jednych przelała się czara goryczy przedsiębiorców, którzy wreszcie ośmielili się wykrzyczeć swoje racje; dla drugich obiektywny stan polskiej gospodarki jest tak zły, że bez zwiększonej ochrony biznesu finanse publiczne muszą się załamać. Dla jeszcze innych to dowód, że powoli, ale skutecznie otrząsamy z siebie niechlubną peerelowską przeszłość.

Nie wiem, kto w tej licytacji argumentów jest bliższy prawdy. Z perspektywy realnych zmian w prawie, czyli powołania instytucji rzecznika – nie ma to zresztą znaczenia. Ważne jest natomiast oddanie honoru mediom. Bez odważnych publikacji prasowych, bez programów takich jak „Państwo w państwie” czy „Sprawa dla reportera” skala instytucjonalnej opresji wobec przedsiębiorcy nie miałaby szansy przebicia się na światło dzienne.

Ryszard Bugajski i Janusz Gajos tylko wieńczą dzieło i to udowadniając, że zaangażowane społecznie kino jeszcze w Polsce nie zginęło.