Wojna na Półwyspie Koreańskim jest z dnia na dzień coraz bardziej prawdopodobna, ale to prawdopodobieństwo jest nadal bardzo niewielkie. Problem w tym, że nie wiemy, czy Kim Dzong Un wie, w którym momencie się zatrzymać.
Wczorajsza informacja o tym, że Pjongjang zatwierdził plan ataku na USA, brzmi groźnie, ale faktycznie niczego nie oznacza. Korea Płn. ma gotowy plan ataku na USA od dawna. Plan ataku na Koreę Płn. mają też Amerykanie, Japończycy i Chińczycy. Wojsko na całym świecie generalnie jest od tego, by mieć plan na każdą ewentualność. To więc kolejny w ostatnich dniach, groźnie brzmiący, ale jednak tylko gest retoryczny Pjongjangu.
Nie wiemy, dlaczego Kim postanowił zacząć bić w wojenne bębny. Prawdopodobnie chodzi o skomplikowaną sytuację wewnątrz reżimu – młody Kim musi podporządkować sobie służby specjalne i armię. Być może pozycja Kima nie jest silna, podobno jakiś czas temu grupa oficerów wywiadu wojskowego próbowała go nawet zabić.
Kim buduje pozycję, konsolidując naród wokół wspólnego wroga – wrednych kapitalistów. Czy młody dyktator rozpozna moment, w którym musi powstrzymywać spiralę, na której końcu jest już tylko wielka kula ognia?
Cała wojenna histeria Północy wiele jednak mówi o tym, jak bezradny jest dziś świat wobec szaleńca z artylerią dalekiego zasięgu i bombą atomową, choćby nawet bardzo prymitywną. Nie mamy skutecznego międzynarodowego systemu nacisków na takiego człowieka. Pora zacząć się bać naszej bezsilności wobec Korei Północnej.