Koniec Polski kolonialnej - prognozuje Andrzej Talaga

W tym roku polscy żołnierze będą wprawdzie przebywali w Afganistanie, Mali, Republice Środkowej Afryki, Kosowie i Bośni, ale to ledwie cień dawnego zaangażowania w zamorskie ekspedycje. I dobrze.

Publikacja: 10.01.2014 19:31

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

W  niewielkim bowiem stopniu poprawiają one bezpieczeństwo państwa, narażają budżet Ministerstwa Obrony na zbędne koszty, a z geopolitycznego punktu widzenia w ogóle trudno uzasadnić nasz niedawny entuzjazm dla interwencji.

Znaczące polskie siły przebywały, często także walczyły, przez pięć lat w Iraku i siedem w Afganistanie. W okresach szczytowych w tym pierwszym stacjonowało 2500 żołnierzy, w drugim – 2600. W 2009 r. Polska miała wojska w siedmiu krajach na trzech kontynentach (Afganistan, Irak, Czad, Kosowo, Bośnia, Syria, Liban), choć – poza Afganistanem – były to małe oddziały lub grupy szkoleniowe. W 2006 r. zdarzyło nam się nawet wysłać żandarmów do Konga. Niewiele państw europejskich ekspediowało wojska za morza z takim rozmachem.

1

Wolna Polska odziedziczyła po komunizmie misje ONZ w Syrii na wzgórzach Golan i na południu Libanu. W wojsku, nie bez racji, uważano je za sanatorium. Żołnierzom nic nie groziło, dobrze im płacono, a ponadto mogli pohandlować złotem.

Nasz kraj nie odnosił z misji najmniejszych korzyści, na miejscu zaś nie przynosiły nam chwały. Wojsko ONZ w Libanie nie potrafiło przeszkodzić opanowaniu południa przez Hezbollach, a potem interwencji izraelskiej w 2006 r. Polscy żołnierze przeczekali ją w... schronach.

Zanim spóźnioną decyzją rządu w 2009 r. wycofaliśmy się z Syrii i Libanu, weszliśmy w nowy typ interwencji o znacznie większej skali. To najpierw Irak, a potem Afganistan. W pierwszym wypadku wsparliśmy Amerykanów, licząc na zbudowanie z nimi specjalnych relacji, co się nie udało. W drugim walczyliśmy, bo taka była decyzja całego NATO. Chcieliśmy udowodnić wiarygodność sojuszniczą, by wzmocnić poczucie obowiązku innych członków Paktu wynikające z artykułu 5. traktatu waszyngtońskiego. Wzmocniliśmy? Wątpliwe. Interwencja w Afganistanie nie wpłynie na udzielenie nam pomocy (lub nie) w razie agresji na nasz kraj.

Obie misje nie były jednak bezużyteczne. Wojsko przećwiczyło funkcjonowanie w warunkach bojowych, a przede wszystkim działanie w ścisłym związku z siłami sojuszniczymi, głównie amerykańskimi, co jest plusem także dla ewentualnej obrony Polski.

2

Epoka „kolonialna" odchodzi do lamusa. Zaczyna się nowa: niskokosztowych interwencji punktowych. Jej zwiastunem są dwa wydarzenia z przełomu 2013 roku. Pierwsze to wycofanie z Afganistanu rosomaków, największego bodaj atutu naszej armii na tej wojnie. Drugie – decyzja o wysyłaniu na pomoc Francji  transportowca C130 Hercules do Republiki Środkowoafrykańskiej. Do końca roku Polska wycofa się z Afganistanu, za morzami i na południu Europy pozostaną jedynie niewielkie liczebnie grupy wsparcia lub szkoleniowe.

Jako członek NATO i Unii Europejskiej nie możemy zupełnie zrezygnować z udziału w misjach tych organizacji, nie musimy jednak posyłać na nie licznych formacji i przejmować odpowiedzialności nad całymi prowincjami, jak w Iraku i Afganistanie. Wystarczy być, punktowo i symbolicznie, co przyniesie pożądane efekty polityczne przy niewielkich kosztach, tak finansowych, jak w ludziach i sprzęcie.

Zwiastunami nowego jest wysłanie do Mali 20 szkoleniowców i właśnie Herculesa do Republiki Środkowoafrykańskiej. Obie misje mają zgodę Unii Europejskiej, podobnie jak operacja w Czadzie w latach 2008–2009 oraz obecność zbrojna w Bośni.

Polska od lat deklaruje chęć budowy wraz z innymi państwami europejskich sił zbrojnych. Na razie to twór papierowy, a ich zalążek, czyli grupy bojowe UE, nie zostały użyte w akcji, ale  im mniej Amerykanów w Europie, tym większa potrzeba koordynacji europejskich wysiłków obronnych. Polski udział w  misjach zbrojnych Unii to z pewnością kierunek przyszłościowy.

3

Nasza armia nie musi już ruszać do boju za morzami, by podciągnąć się w koordynacji działań z sojusznikami, lepszym miejscem są do tego poligony. Przy skromnym budżecie obronnym priorytetem musi być utrzymanie zdolności bojowych  w kraju.

Jeśli jednak ktoś znowu zawezwie nas do interwencji: popieramy, pomagamy, ale wojsk nie wysyłamy, co najwyżej jeden samolot, garść szkoleniowców lub szpital polowy. Na więcej nas nie stać, a polskie państwo nie potrzebuje sił kolonialnych.

W  niewielkim bowiem stopniu poprawiają one bezpieczeństwo państwa, narażają budżet Ministerstwa Obrony na zbędne koszty, a z geopolitycznego punktu widzenia w ogóle trudno uzasadnić nasz niedawny entuzjazm dla interwencji.

Znaczące polskie siły przebywały, często także walczyły, przez pięć lat w Iraku i siedem w Afganistanie. W okresach szczytowych w tym pierwszym stacjonowało 2500 żołnierzy, w drugim – 2600. W 2009 r. Polska miała wojska w siedmiu krajach na trzech kontynentach (Afganistan, Irak, Czad, Kosowo, Bośnia, Syria, Liban), choć – poza Afganistanem – były to małe oddziały lub grupy szkoleniowe. W 2006 r. zdarzyło nam się nawet wysłać żandarmów do Konga. Niewiele państw europejskich ekspediowało wojska za morza z takim rozmachem.

Pozostało 82% artykułu
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: PiS nie skończy jak SLD. Rozliczenia nie pogrążą Kaczyńskiego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Edukacja zdrowotna? Nie można ciągle myśleć o seksie
Komentarze
Bogusław Chrabota: Tusk zdecydował ws. TVN i Polsatu. Woluntaryzm czy konieczność
Komentarze
Artur Bartkiewicz: TVN i Polsat na liście firm strategicznych, czyli świat już nie będzie taki sam
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?