Jako nestorka branży została bizneswoman. W polskich mediach cieszyła się wtedy chwilową sławą, by potem trafić na śmietnik kultury masowej. Tam, gdzie jest właściwe miejsce dla podobnych postaci.
Nie sądzę, by ktoś uważał, że jej działalność to dla nas powód do dumy. Panią Orlowski zajmowały się media nazywane dziś plotkarskimi, a i to na marginesie. Ciekawe pytanie brzmi, gdzie dziś by wylądowały newsy na jej temat. Może np. w dziale kultury „Gazety Wyborczej". Dlaczego nie? Piszą tam przecież o konkursie na dyrektora serwisu z pornografią...
Doskonale rozumiem, że to jest pod hasłem „plotki z górnej półki", czyli pół żartem, pół serio. Ale opowiadanie dowcipów podczas pogrzebu jest mało zabawne. Zadajmy sobie bowiem pytanie, co ma wspólnego z kulturą ów konkurs na dyrektora serwisu PornHub, największego ponoć na świecie portalu z pornografią?
Chodzi zapewne o to, że wystartował w nim Polak, który pracuje w dziale marketingu pewnego wydawnictwa i zakwalifikował się do finału dzięki swojemu pomysłowi na reklamę (z czego, jak rozumiem, powinniśmy być dumni). Sprawę opisały plotkarskie portale, a uchodząca za dziennik adresowany do polskiej inteligencji „Gazeta Wyborcza" postanowiła informację przedrukować.
I to dopiero mówi nam coś o kondycji debaty publicznej, kultury wysokiej i grupy społecznej uważanej za elitę kraju. W miejscu, gdzie opisywane są filmy Andrzeja Wajdy i książki Wiesława Myśliwskiego, pojawia się nasz człowiek od porno. Czy może być bardziej jaskrawy dowód upadku trwających od pokoleń wzorców?