W piątek 8 listopada, zaraz zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa, gruchnęła w niektórych polskich mediach wiadomość, że prezydent Andrzej Duda leci na spotkanie z miliarderem do jego rezydencji w Mar-a-Lago na Florydzie. Zaproszenie mieli załatwić wysłannicy z PiS. Kalkulowali, że skoro w kwietniu ówczesny kandydat republikanów przyjął w Trump Tower na Manhattanie głowę polskiego państwa, to zrobi to i tym razem.
Wiosną Trump potrzebował Dudy. Ciążyło na nim kilkadziesiąt oskarżeń i chciał pokazać, że jest poważnym politykiem. Zdjęcie z przywódcą jednego z pięciu najważniejszym krajów Unii doskonale się do tego nadawało. Uśmierzało też obawy, że zdradzi Ukraińców.