Fenomen Rafała Trzaskowskiego pomagają zrozumieć słowa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził, że idealny kandydat powinien być „młody, wysoki, okazały, przystojny". Bo w gruncie rzeczy prezes PiS ma rację. Prezydent jest tym organem władzy wykonawczej, który ma pełnić rolę reprezentacyjną. Owszem, polska konstytucja daje mu pewne kompetencje organu władzy wykonawczej, ale dla przeciętnego wyborcy, nie wnikającego w meandry ustrojowe, prezydent ma być przede wszystkim wizytówką kraju, kimś, kto reprezentuje powagę i majestat Rzeczpospolitej, i który godnie zaprezentuje się na światowych salonach. Rząd rządzi, prezydent panuje – można sparafrazować maksymę charakteryzującą ustrój polityczny Wielkiej Brytanii.
Czytaj więcej
"Kto Pani/Pana zdaniem byłby najlepszym kandydatem Koalicji Obywatelskiej na prezydenta?" - takie pytanie zadaliśmy uczestnikom sondażu SW Research dla rp.pl.
Wybory prezydenckie 2025: Idealny kandydat musi być jak zupa pomidorowa
Trzaskowski do tej roli nadaje się idealnie między innymi dlatego, że – zarówno z racji politycznego temperamentu, jak i pełnionej funkcji – znajduje się nieco z boku głównego nurtu politycznego sporu w Polsce. Zaangażowanie w „twardą” politykę w polskich warunkach zużywa kandydata – to dlatego Donald Tusk i Jarosław Kaczyński, niewątpliwie najważniejsi politycy ostatnich dwóch dekad – są praktycznie niewybieralni jeśli chodzi o wybory prezydenckie. Dlatego też kandydatem PIS prawie na pewno nie będzie Mateusz Morawiecki czy Mariusz Błaszczak, a kandydatem KO, mimo ambicji i posiadania kompetencji, raczej na pewno nie zostanie Radosław Sikorski. Uwikłanie w polityczne przepychanki, podejmowanie decyzji, dokonywanie wyborów – to wszystko, w kontekście wyborów prezydenckich, jest zabójcze dla potencjalnego kandydata.
Sam Jarosław Kaczyński przyznaje, że z Rafałem Trzaskowskim PiS-owi trudno będzie wygrać
Kandydat na prezydenta w Polsce musi być bowiem trochę jak zupa pomidorowa – nawet jeśli nie wszyscy uważają ją za najlepszą na świecie, to mało kto uznaje ją za niejadalną. A przecież w ostatecznym starciu prezydent RP musi przekonać do siebie nie tylko swoją bazę, ale i wyborców neutralnych, a nawet kibiców innych ugrupowań – bo inaczej nie ma szans przekroczyć bariery 50 proc. głosów w II turze.