Rozpoczynając półtora roku temu uderzenie na Kijów, Kreml chciał pokazać, że Zachód nie ma prawa angażować się w to, co Rosja uważa za swoją strefę wpływów. To była logika, którą mniej lub bardziej oficjalnie podzielało wiele osób w Paryżu. Ale pod warunkiem, że Władimir Putin będzie jej przestrzegał także w odniesieniu do innych.
Rosja chciała w Afryce nastraszyć Francję
Tak się jednak nie stało. Mali, Burkina Faso, Republika Środkowoafrykańska: w kolejnych, dawnych francuskich koloniach afrykańskich w miejsce francuskich żołnierzy zaczęli pojawiać się najemnicy powiązanej z władzami w Moskwie Grupy Wagnera. Oprócz natychmiastowych zysków z eksploatacji lokalnych złóż surowców, ich zadaniem było nastraszenie francuskich władz nową falą migracji, przejęciem francuskich inwestycji czy nawet stworzeniem zaplecza dla ataków terrorystycznych. Teraz to samo może się stać w Nigrze, który od zeszłego roku stał się ostatnim bastionem francuskich sił zbrojnych w regionie Sahelu.
Czytaj więcej
Przestrzeń powietrzna nad Nigrem została zamknięta do odwołana - informuje Reuters. Junta, która przejęła władzę w tym kraju uzasadniła tę decyzję groźbą interwencji wojskowej Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS).
Putin sądził, że w ten sposób będzie miała haka na Emmanuela Macrona, gdyby ten chciał pomagać Ukraińcom. Ale się przeliczył. Jeśli Rosjanie nie są w stanie przejąć kontroli nad Ukrainą i muszą zadowolić się okupacją jej relatywnie niewielkiej części, mimo poświęcenia życia przynajmniej 100 tysięcy żołnierzy, tym bardziej nie będą w stanie zapewnić realnego wsparcia dla odległych krajów afrykańskich. Obecność wagnerowców pozostanie więc tam efemeryczna, a ich miejsce mogą zająć Chiny czy islamiści.