Nie ma wątpliwości, że w rządzie w tej sprawie ścierają się dwa podejścia. Pierwsze: przyjąć regulacje europejskie i pod ich pozorem ograniczyć przyjazdy Ukraińców do pracy w Polsce. Takie rozwiązanie jest korzystne dla kilku państw w Unii, ale osłabia polską gospodarkę. Odpowiada też klimatowi dystansu do obcych, który służy części polityków w naszym regionie.
Drugie: skorzystać z okazji i zaproponować przynajmniej tym, którzy są już w Polsce, żeby zostali. Zwolennicy tego podejścia zdają sobie sprawę z faktu, że gospodarki Zachodu stają się mniej chłonne na kapitał finansowy, ale coraz bardziej głodne rąk do pracy. Nie będzie żadnych dronów i samochodów elektrycznych bez rozwiązania problemu rynku pracy. Nie będzie ich, jeśli rząd ulegnie pokusie działania pod publiczkę i przyblokuje rynek pracy dla gości ze Wschodu. Z tego punktu widzenia deklaracja Morawieckiego, że włącza sprawę Ukraińców na polskim rynku pracy do swojego planu, tylko może ucieszyć.
Forum w Krynicy jest w tym roku gorętsze pod każdym względem. Jeśli ktoś nie ma czasu na czytanie analiz o Polsce, to wystarczy, jeśli wpadnie do Krynicy popatrzeć na ludzi i ich posłuchać. Idzie coś nowego, napięcie w poszukiwaniu nowych idei wyraźniej wyczuwalne. Jest pokusa odpowiedzi prostych. Przykład: skoro Unia działa słabiej, to nam bliżej do Czechów, Słowaków i Węgrów. Można powiedzieć: „OK", ale to jeszcze nie jest odpowiedź na pytanie, jaki mamy plan na Europę.
Związek Przedsiębiorców i Pracodawców to jedna z nielicznych organizacji, które przywiozły do Krynicy oprócz swego straganu także ideę na sprzedaż. Proponują legalizację wszystkich pracujących w Polsce Białorusinów, Ukraińców i Wietnamczyków, czyli około miliona osób.
Takiego ruchu nie było jeszcze w historii polskiej gospodarki. Nie chodzi o to, by stosować specjalne ulgi dla gastarbeiterów. Rzecz też nie w tym, by tworzyć z nich „nowych Polaków" czy „drenować" Ukrainę z lepiej wykształconej młodzieży.