Tak skończyła się 14-miesięczna kariera szefa dyplomacji, który nigdy nie potrafił nawiązać prawdziwej nici porozumienia z prezydentem.
Zwolennik negocjowania z Iranem i Koreą Północną, przeciwnik wyjścia USA z paryskiego porozumienia klimatycznego i wojny handlowej z Unią – Tillerson inaczej niż Biały Dom podchodził do niemal wszystkich wielkich problemów międzynarodowych. To zasadniczo ograniczało jego skuteczność. Tym bardziej że choć całe życie spędził w biznesie, to nigdy nie nauczył się zarządzać amerykańskim korpusem dyplomatycznym.
Ale mimo to z perspektywy Polski miał jedną zasadniczą zaletę: reprezentował tradycyjną, atlantycką politykę USA. To on razem z szefem Pentagonu Jamesem Mattisem skontrował Trumpa, gdy ten dowodził, że „NATO jest sojuszem przestarzałym". Jako prezes megakoncernu naftowego ExxonMobil Rex Tillerson latami negocjował z Rosją i Chinami umowy o wydobyciu i dystrybucji ropy, co nauczyło go trudnej sztuki układania się z największymi reżimami autorytarnymi świata.
Trump ma inną mentalność. Wierzy, że zerwanie umowy atomowej z Iranem, spotkanie z koreańskim dyktatorem Kim Dzong Unem czy narzucenie karnych ceł Europie jak za dotknięciem magicznej różdżki rozwiąże nabrzmiałe od dziesięcioleci problemy. Czy podobny „deal" prezydent zawrze kiedyś z Władimirem Putinem, jak to zapowiadał w kampanii wyborczej?
– Po zdymisjonowaniu Tillersona nie dziwię się, że Polacy zadają sobie pytanie, co będzie dalej – mówi „Rzeczpospolitej" Daniel Fried, były ambasador USA w Warszawie, który w Departamencie Stanu był odpowiedzialny za sankcje wobec Rosji.