Choć w normalnym życiu od samego mieszania herbata nie robi się słodsza, w polityce jest inaczej. Wystarczy, by Jarosław Kaczyński zdecydował się objąć w rządzie stanowisko wicepremiera i jest już wydarzenie. Podobnie jak po roku z rządu wyjdzie. Nic się nie zmieniło, ale politycznie zmienia się wszystko. W normalnej logice odejście z rządu po roku sprawowania funkcji powinno zostać odebrane jako porażka – albo złym pomysłem było wchodzenie do rządu, albo zła była decyzja o tym, by z niego wyjść. Dokładnie to samo dotyczy stosunku do Unii.
Przez ostatni miesiąc PiS porównywało członkostwo do okupacji, zarzucało, że Bruksela traktuje Polaków jak podludzi. Ta kampania miała swój punkt kulminacyjny w ubiegły czwartek, gdy Trybunał Konstytucyjny orzekł, że Polska nie musi wykonywać wyroków Trybunału Sprawiedliwości UE. Jednak w Brukseli stwierdzono, że partia rządząca przekroczyła czerwoną linię. Nawet z obozu władzy zaczęły docierać sygnały, że chyba PiS przelicytował i szanse na porozumienie w sprawie Krajowego Planu Odbudowy zamiast wzrosnąć, spadły. I tu nagle pojawia się marszałek Ryszard Terlecki, który jeszcze we wrześniu ostrzegał, że jeśli UE nie zmieni swej polityki wobec Polski, to wówczas rząd będzie musiał sięgnąć do radykalnych kroków, przypominając, że gdy Brytyjczycy mieli dość unijnej biurokracji, zdecydowali się na brexit. I ten sam Terlecki teraz ogłasza, że PiS będzie podejmować działania, które mają wyprostować nasze relacje z Komisją Europejską.
Czytaj więcej
Mark Rutte w przyszłym tygodniu na szczycie UE wezwie do wstrzymania akceptacji dla polskiego Krajowego Planu Odbudowy.
Takie slalomy w polityce czasem się udają, pozwalają zrobić coś z niczego. Ale niekiedy bywają dość ryzykowne. Bo od ich nadmiaru destabilizuje się system polityczny, co prowadzi do dezorientacji i radykalizacji elektoratu. Unia Europejska też nie musi łapać tej gry, tego eskalowania napięcia, a potem nieoczekiwanej odwilży. Problem w tym, że ten slalom unijny nie jest strategią prowadzenia polityki europejskiej, ale jest efektem wojny w obozie władzy. Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry antyunijną retorykę uczyniła swym znakiem rozpoznawczym. I tak, gdy pod koniec 2020 r. rząd negocjował budżet unijny dla Polski, Solidarna Polska zażądała weta, stawiając negocjującego
w imieniu Polski premiera Mateusza Morawieckiego w bardzo trudnej sytuacji. Nie mogąc wyjść na mięczaka, premier złożył wiosną wniosek do TK o uznanie fragmentów traktatów europejskich za niezgodne z polską konstytucją. TK do wniosku premiera się przychylił, ale rząd musi teraz zrobić krok w tył, by próbować znaleźć kompromis z Brukselą.