Dziś ekipa Tuska władzę w Polsce przejmuje z silnym demokratycznym mandatem. To ewenement w Europie, by partia liberalna uzyskała tak duże poparcie. Jednak aby dojść do władzy nie z woli jednego polityka, ale z woli ludu, polscy liberałowie musieli stać się bardziej konserwatywni.
Premier i jego rząd stoją przed olbrzymią szansą, ale i przed olbrzymim zagrożeniem. Przed szansą na przeprowadzenie tych niezbędnych reform, na które nie odważyli się ich poprzednicy, i na dokończenie tych, których wcześniejsze rządy dokończyć nie zdążyły. Przed zagrożeniem - bo reformatorski zapał zwykle szybko się kończy, bo wygodniej rządzić, nie podejmując trudnych wyzwań, bo łatwo się poddać bardzo ludzkiej chęci odwetu na poprzedniej władzy.
Tymczasem Polska potrzebuje nie tylko nadziei i normalności - jak mówi nowy premier. Polska potrzebuje poważnych zmian. Po 1989 r. zmieniło się w kraju wiele na lepsze, ale w niektórych sferach nowe państwo brnęło w ślepe uliczki. III RP z początku XXI wieku była krajem trawionym przez wiele chorób. Polityczny zwrot, silny, ale niezbędny, zaczął się dwa lata temu wraz z rządami Prawa i Sprawiedliwości. Jarosław Kaczyński i jego formacja zatrzymali proces gnicia państwa, choć sami nie ustrzegli się poważnych błędów.
Rząd Donalda Tuska ma szansę kontynuowania tych zmian, poprawienia ich, nadania im nowego impetu i zrobienia tego, czego poprzednicy zaniechali. Wymaga to wielkiej odwagi i determinacji. Bo kredyt zaufania od wyborców i wzrost gospodarczy mogą się prędko skończyć. Konieczna jest szybka i głęboka reforma finansów, odchudzanie państwa i dalsze uwalnianie gospodarki. Ale równie ważna jest walka z patologiami, która była priorytetem rządu PiS. Bo te patologie nie zniknęły.