Można powiedzieć, że takie wypadki na świecie się zdarzają i trudno - trzeba dziurę załatać i jedziemy dalej. Jednak to, co się wydarzyło w Szczecinie, warto potraktować jako ostrzeżenie.
Wyobraźmy sobie, że podobna awaria obejmuje nie jedno miasto, ale pół Polski. Skoro kłopoty może mieć Szczecin, to pewnie w podobny sposób zagrożona jest Warszawa. Skoro stolica, to centrale banków i największych firm, a także lotnisko Okęcie i połączenia z całym światem… Wyobraźmy sobie taką awarię elektryczności latem 2012 roku w trakcie mistrzostw Europy w piłce nożnej. Setki tysięcy kibiców z całego świata, kamery wszystkich możliwych telewizji. Skutki trudne do wyobrażenia, a straty nie do policzenia.
To tylko jeden z możliwych scenariuszy. Można wymyślić wiele innych okoliczności katastrofy. I powinniśmy je sobie wyobrazić i przeanalizować wszelkie potencjalne zagrożenia tego typu. Jeżeli tego nie zrobimy dzisiaj, pewnego dnia możemy się obudzić w koszmarze.
Kłopot Polski to nie tylko brak stadionów, fatalne drogi i śmierdzące dworce kolejowe. Awaria w Szczecinie powinna nam uświadomić, że siedzimy na wielu niewidocznych na co dzień mniejszych i większych minach. Trzeba je rozbroić, trzeba dokonać generalnego przeglądu wszelkiej możliwej istniejącej już infrastruktury, zanim jeszcze zrealizujemy wielkie projekty, choćby takie jak budowa elektrowni atomowej…
Nawet jeśli tym razem straty nie okażą się ogromne, ta awaria powinna być wielkim sygnałem ostrzegawczym dla rządu. To już nie pomarańczowa, ale czerwona lampka.