Pytania zadawał między innymi Zbigniew Ziobro, stąd zapewne pełna niechęci pasja w wypowiedzi polityka PO.
Ale w tej sprawie odpowiedzi rządzących wydają się niezbędne. Także po to, by ludzie mieli zaufanie do instytucji państwa. Bo chodzi nie tylko o pytanie: po co nałożono areszt na dziennikarza w trzy miesiące po postawieniu mu zarzutów. Gdyby chciał mataczyć, miałby na to wystarczająco dużo czasu. Równie dziwne jest tłumaczenie, że dziennikarz musi trafić do aresztu, bo ma kontakty z wpływowymi osobami. Dziennikarze zwykle mają kontakty z wpływowymi osobami.
Ale istotniejsze pytania dotyczą działania służb specjalnych. – Czy nie doszło do próby zniszczenia dziennikarza, który pisał rzeczy niewygodne dla obecnego kierownictwa ABW? – pyta Ziobro i ma ku temu powody. Sumliński opisywał m.in., jak otrzymał mieszkanie obecny wiceszef ABW pułkownik Mąka. Zdaniem dziennikarza po tej sprawie miano mu grozić zemstą. Czy ten fakt ani przez chwilę nie zaniepokoił polityków PO? A kwestia, czy szef rządu, który jest jednocześnie koordynatorem służb specjalnych, panuje nad tym, co się w służbach dzieje, nie jest warta refleksji?
Sprawa Sumlińskiego – bez względu na jego winę lub niewinność – pokazuje, że jakaś gra służb może się jednak toczyć i to wymaga natychmiastowego wyjaśnienia. Zwrócili się o to zresztą w liście otwartym do marszałka Sejmu, prezydenta i premiera dziennikarze z kilkunastu redakcji. "Posłowie mają nie tylko prawo, ale i obowiązek wyjaśnić tę sprawę i zbadać, jaki jest faktyczny udział służb specjalnych w całej sprawie. Musi być do końca, bez niedomówień, zbadane, czy doszło do prowokacji ze strony służb" – zaapelowali.
Gdy widzę reakcję polityków Platformy na pytania o sprawę Sumlińskiego, tracę nadzieję na rzetelne jej wyjaśnienie. Jak najgorzej wróży to nie tylko jakości demokracji, w której służby mogą się czuć co najmniej niekontrolowane, ale i – jak wielokrotnie pokazała historia – samym rządzącym.