Najlepsi okazaliśmy się (to jedno z sześciu kryteriów wziętych pod uwagę przy konstruowaniu rankingu) pod względem dostępności do uczelni.
Niestety, dużo gorzej wypadliśmy w kategorii znacznie ważniejszej, a właściwie kluczowej, czyli efektywności kształcenia, rozumianej jako użyteczność uzyskiwanej wiedzy wrobieniu kariery zawodowej. Pod tym względem polskie szkoły wyższe znalazły się na ostatnim miejscu.
Ato oznacza, że choć kształcimy bardzo wielu studentów, to jednak jakość zdobywanego u nas wykształcenia jest niezadowalająca. W tym należy upatrywać przyczyn katastrofalnie niskiej innowacyjności polskiej gospodarki. Pod względem liczby zgłaszanych patentów w przeliczeniu na mieszkańca kraju Polska jest na szarym końcu cywilizowanego świata, nie mogąc się mierzyć nie tylko z ekonomicznymi potęgami, ale też np. z Czechami i Węgrami.
Inaczej mówiąc: zdobyte w Polsce wykształcenie przydaje się wżyciu mniej, niż to uzyskane w kilkunastu innych państwach. Dobrze zdają sobie z tego sprawę cudzoziemscy studenci, którzy omijają nasze uczelnie szerokim łukiem, nie chcąc tracić czasu i pieniędzy. Właśnie dlatego w kategorii atrakcyjności szkół wyższych dla obcokrajowców Polska znalazła się w rankingu Lisbon Council na przedostatnim miejscu, wyprzedzając tylko Węgry.
Z tego samego powodu szybko przybywa też Polaków, którzy wolą studiować zagranicą. Bezruchowi na uczelniach towarzyszy więc coraz większy ruch na granicach.