Obrońcy projektu tłumaczą, że chodzi o sytuację szczególną, trzeba jednak pamiętać, że ostateczna decyzja o jej interpretacji należała będzie do pojedynczego urzędnika. Po to, aby interweniować w wypadkach szczególnych, zostały powołane sądy. Właśnie dlatego ich działania obwarowane zostały tak licznymi, zabezpieczającymi trybami.
Rządowy projekt, być może bez świadomości jego projektodawców i orędowników, mieści się we współczesnej tendencji wdzierania się państwa w obszary, które tradycyjnie były poza sferą jego działania. Skutkiem jest niszczenie podstawowych, niezależnych od państwa instytucji życia społecznego, z których najbardziej fundamentalną jest rodzina.
W tradycyjnej myśli politycznej podkreślana była "pomocnicza" rola państwa. Oznaczało to, że ingerować może ono tylko w te dziedziny, których nie da się uporządkować bez jego pomocy. Za oczywiste uznano też, że każda ludzka instytucja narażona jest na patologie, ale w takich wypadkach interweniować miał sąd.
Współcześni zwolennicy omnipotencji państwa zwracają dziś uwagę nie na sytuacje normalne, ale właśnie na takie patologie. Rynek, Kościół, rodzina nie są doskonałe – ogłaszają. To prawda. Tylko czy interweniujące państwo jest doskonałe? Czy na urzędników podejmujących decyzje w jego imieniu spływa łaska opatrzności?
Praktyka wielokrotnie pokazała, że państwo, wkraczając w dziedziny, od których powinno trzymać się z daleka, zwielokrotnia błędy i prowadzi do pogłębiania się patologii, które miało zamiar zwalczać. Dodatkowo, zaangażowane przy kolejnych działaniach, nie wywiązuje się z innych zobowiązań, które w sposób oczywisty na nim spoczywają.