Unijna nadzieja

W miasteczku w zachodniej Bułgarii stoją trzy spore przedsiębiorstwa wybudowane dzięki pomocy UE. Jedno miało produkować olej słonecznikowy. Projekt o tyle zadziwiający, że w rejonie nie ma słoneczników. Koszt ich transportu z odległości paruset kilometrów już od początku stawiał przedsięwzięcie pod znakiem zapytania. Tyle że jego pomysłodawcy nie mieli zamiaru niczego produkować.

Publikacja: 29.06.2009 21:31

Urządzenia kupione oficjalnie w tym celu były czystym szmelcem i nikt przy zdrowych zmysłach nie zapłaciłby za nie ani grosza. Chyba że pieniądze pochodziłyby od frajera, a organizator przedsięwzięcia dostałby sporą działkę od sprzedającego.

Mechanizm ten nie był tajemnicą dla nikogo w miasteczku, tak jak i inne operacje przynoszące zysk z przedsięwzięcia, które od początku mogło się wydawać pozbawione ekonomicznego sensu. Dla swoich twórców miało ono jednak głębokie uzasadnienie, choć zupełnie niezwiązane z produkcją deklarowanego towaru. Nikogo w miasteczku nie dziwiło więc, że fabryka oleju prawie w ogóle nie produkowała i stanęła niedługo po otwarciu. Podobnie wyglądały dzieje dwóch innych przedsiębiorstw.

UE nie mogła zamykać oczu na skalę korupcji w Bułgarii i ostatnio zablokowała dla niej główny strumień strukturalnych dotacji. Przykład, który oglądałem na własne oczy, sporo jednak mówi zarówno o ekonomii, jak i mechanizmach społecznych związanych ze zjawiskiem unijnej pomocy. W sąsiadującej z Bułgarią Grecji trwoniona była ona i rozkradana na ogromną skalę dziesiątki lat.

Nie chcę powiedzieć, że pomoc taka nie może się przydać. Jej rola bywa jednak zwykle przeceniana, a negatywne efekty uboczne – niedostrzegane. Wykorzystanie pomocy unijnej przez Irlandię nastąpiło po wielu latach uczestnictwa i pobierania funduszów z EWG. Na początku Irlandia sama musiała uporządkować swoją gospodarkę.

Wielokrotnie można odnieść wrażenie, że unijni decydenci zgadzają się na marnotrawienie sporej części dysponowanych przez siebie funduszy. Ich redukcja ograniczyłaby przecież ich władzę.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/06/29/unijna-nadzieja/]blog.rp.pl/wildstein[/link]

Urządzenia kupione oficjalnie w tym celu były czystym szmelcem i nikt przy zdrowych zmysłach nie zapłaciłby za nie ani grosza. Chyba że pieniądze pochodziłyby od frajera, a organizator przedsięwzięcia dostałby sporą działkę od sprzedającego.

Mechanizm ten nie był tajemnicą dla nikogo w miasteczku, tak jak i inne operacje przynoszące zysk z przedsięwzięcia, które od początku mogło się wydawać pozbawione ekonomicznego sensu. Dla swoich twórców miało ono jednak głębokie uzasadnienie, choć zupełnie niezwiązane z produkcją deklarowanego towaru. Nikogo w miasteczku nie dziwiło więc, że fabryka oleju prawie w ogóle nie produkowała i stanęła niedługo po otwarciu. Podobnie wyglądały dzieje dwóch innych przedsiębiorstw.

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka