[b][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/08/12/oburzajace-wyniki-badan/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Jak można było oczekiwać, wywołało to oburzenie ideologów zdrowego trybu życia, zielonych wszelkich odcieni, tudzież producentów zdrowej żywności. Wśród zarzutów pojawiły się od razu podejrzenia, że Anglik finansowany jest przez supermarkety, natomiast UE, jak zawsze na posterunku, zadeklarowała, że już jesienią ogłosi swoje badania o pozytywnym wpływie zdrowej żywności na kondycję jej konsumentów.

Taką w każdym razie wersję usłyszałem w którejś z telewizyjnych stacji informacyjnych. Mimo wszystko nie przypuszczam, aby urzędnicy unijni informowali o wyniku badań, które zostaną dopiero przeprowadzone, ale czy pomyłka leży po ich czy – co bardziej prawdopodobne – po stronie dziennikarzy, ma znaczący charakter. Najprawdopodobniej badania unijne zamówione zostały nie po to, aby przeanalizować zjawisko, ale aby potwierdzić tezy ekologicznej ideologii. Podobnie jak ONZ zamawiał wyniki... przepraszam – badania na temat cieplarnianego efektu.

Znaczący charakter ma zresztą oburzenie na wyniki ogłoszone przez angielskiego lekarza. Szczerze powiedziawszy, badania takie są metodologicznie niezwykle ryzykowne i aby mogły zostać poważnie potraktowane, musiałyby sporo kosztować i trwać bardzo długo. Ekologowie jednak nie analizowali ich, a się oburzali. To zresztą dla nich typowe, ale i, co niepokojące, skuteczne.

Wszelkie badania nad wpływem GMO (genetycznie modyfikowanej żywności) na stan zdrowia jej konsumentów nie potwierdziły obaw jej przeciwników. Ci jednak w ogóle nie czują się w obowiązku do nich się ustosunkować. Tak jak nie odnoszą się do najbardziej elementarnych danych świadczących przeciw wpływowi człowieka na (ewentualne) globalne ocieplenie. Otóż dwutlenek węgla to kilka procent gazów cieplarnianych; człowiek produkuje kilka procent dwutlenku węgla. Fakty jednak nie liczą się w zderzeniu z dogmatami ekologicznej ideologii.