Nie tak często się zdarza, by szef resortu sprawiedliwości korzystał z prawa do rewizji decyzji podwładnych i kierowania kasacji od wyroku sądów. Krzysztof Kwiatkowski, choć jest człowiekiem dość młodym, należy do pokolenia, które pamięta aurę bezprawia, z jakiej w czasach komunistycznego terroru korzystały patrole ZOMO. Kierując wniosek o kasację, pokazał też, że jest człowiekiem sumienia.
[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/07/28/zbrodniarze-nie-powinni-sie-czuc-bezpieczni/]skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Ktoś może zapytać: w imię czego dziś, dwie dekady po upadku komunizmu, powinniśmy ścigać sprawców politycznych zabójstw z lat PRL?
Odpowiedź jest prosta – dla przestrogi. Zbrodnie aparatu represji w państwach totalitarnych, nazistowskich i komunistycznych były wynikiem zorganizowanego systemu bezprawia. Społeczny instynkt samozachowawczy powinien powodować, by sprawcy takich zbrodni nigdy nie czuli się bezpieczni. Przyszłe pokolenia muszą bowiem zapamiętać, że żadne rozkazy nie mogą usprawiedliwiać łamania ludzkich praw. Że w obliczu bandyckiego rozkazu lepsza jest odmowa jego wykonania niż posłuszeństwo, bo kara może przyjść nawet po wielu latach.
Sprawą zomowców, których oskarżono o udział w zakatowaniu warszawskiego licealisty, sądy w III RP zajęły się stosunkowo późno. Był to jeden ze skutków polityki grubej kreski i niechęci do rozgrzebywania ponurych mordów z lat PRL. Atmosfera polityczna lat 90. podarowała byłym zbrodniarzom w zomowskich mundurach bezcenny czas. Czas, który dziś używany jest jako argument, aby machnąć ręką na zabójstwa z lat stanu wojennego.