Marzenie piękne, ale czy możliwe?

Od kilku miesięcy służby specjalne w Polsce przeżywają wstrząsy.

Aktualizacja: 28.01.2013 20:01 Publikacja: 28.01.2013 19:59

Michał Szułdrzyński

Michał Szułdrzyński

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Gdy premier Tusk ogłosił konieczność ich reformy, odeszło kilku szefów i wiceszefów służb. Ale tajne policje wszędzie budzą emocje. Nawet ustabilizowane demokracje bywają wstrząsane skandalami z udziałem tajnych agentów.

W Polsce sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ po wyborach służby stają się zazwyczaj pierwszym politycznym łupem zwycięskich partii. Na domiar złego ledwie 23 lata temu działalność służb była wymierzona przeciw społeczeństwu, a ich głównym celem było utrwalanie socjalizmu.

Dopiero biorąc to wszystko pod uwagę, można ocenić zapowiedź ministra spraw wewnętrznych Jacka Cichockiego, który w dzisiejszej „Rzeczpospolitej" ujawnia, że rząd planuje wzmocnić kontrolę podsłuchów.

Na pierwszy rzut oka pomysł zasługuje na same pochwały. Co roku statystyki pokazują, że Polska jest w czołówce krajów rozpracowujących własnych obywateli (chodzi nie tylko o podsłuchy, ale również o kontrolę billingów, sprawdzanie logowania telefonów komórkowych do sieci oraz podgląd – czyli instalowanie kamer śledzących itp.). Co roku też słyszymy zapewnienia polityków, że będą walczyć z nadmierną inwigilacją. Donald Tusk wpisał nawet ograniczenie liczby podsłuchów do programu wyborczego w 2011 r.

I tu budzi się pierwsza wątpliwość. Dlaczego Platforma, która zarzuca PiS budowę państwa quasi-policyjnego, za systemowe uporządkowanie podsłuchów bierze się dopiero sześć lat po przejęciu władzy? Ktoś pełen złej woli powiedziałby, że pewnie dlatego, iż w tym czasie dowiedziała się, czego chciała i o kim chciała. Ale nawet przy maksimum dobrej woli widać związek pomiędzy odejściem szefa ABW Krzysztofa Bondaryka a deklaracją w sprawie uporządkowania kwestii inwigilacji obywateli.

Pomysł powołania instytucji złożonej z osób o sporym autorytecie publicznym, która miałaby kontrolować legalność podsłuchiwania czy podglądania obywateli – jeśli zostanie zrealizowany i przyznane mu będą odpowiednie kompetencje – może okazać się trafiony. Jest wszelako jeden warunek, z którego doskonale zdaje sobie sprawę sam Cichocki. Instytucja taka musiałaby być rzeczywiście apolityczna. I tu tkwi największa słabość tej koncepcji.

W Polsce – powiedzmy sobie szczerze – nie ma żadnej apolitycznej instytucji. Z sympatiami do jednych, a niechęcią do drugich obnoszą się literaci, aktorzy, piosenkarze, a nawet biskupi. Dumni z zaangażowania po jednej lub po drugiej stronie są dziennikarze i komentatorzy, nie wspominając już o medialnych profesorach. Większość tzw. autorytetów czuje się w obowiązku przed wyborami poprzeć Tuska, Kaczyńskiego lub lewicę. W takich warunkach powołanie całkowicie apolitycznego ciała wydaje się więc marzeniem. Tyleż pięknym, co nieziszczalnym.

Gdy premier Tusk ogłosił konieczność ich reformy, odeszło kilku szefów i wiceszefów służb. Ale tajne policje wszędzie budzą emocje. Nawet ustabilizowane demokracje bywają wstrząsane skandalami z udziałem tajnych agentów.

W Polsce sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, ponieważ po wyborach służby stają się zazwyczaj pierwszym politycznym łupem zwycięskich partii. Na domiar złego ledwie 23 lata temu działalność służb była wymierzona przeciw społeczeństwu, a ich głównym celem było utrwalanie socjalizmu.

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka