W Warszawie premier Donald Tusk podkreśla, że z budżetu dostaniemy więcej pieniędzy, niż przyznano nam na lata 2007–2013. W Rzymie Mario Monti, premier Włoch, zapewnia, że tzw. pozycja netto jego kraju będzie lepsza. W Madry cie politycy wskazują na to, że Hiszpania pozostanie odbiorcą netto pomocy dystrybuowanej via Bruksela. W Londynie David Cameron, premier Wielkiej Brytanii, mówi o zachowaniu brytyjskiego rabatu, a w Paryżu cieszą się z pieniędzy dla francuskich rolników.

Jednak dane ogólne, dotyczące wszystkich państw, nie padają nigdzie. Nie podaje ich nawet Komisja Europejska. Dlaczego? Powód wydaje się prosty. Niemożliwym jest, żeby wszystkie kraje, obojętnie brutto czy netto, zyskały w stosunku do puli na lata 2007–2013. To jednak prawda niemiła i Bruksela nie chce nikogo drażnić, ujawniając wrażliwe dane. Trzeba to jednak ocenić negatywnie, tym bardziej że Komisja wymaga detalicznej wręcz przejrzystości przy rozliczaniu unijnych pieniędzy. Tymczasem sama wzbrania się przed podaniem ogólnych liczb dotyczących podziału nowego budżetu.

Nie znając dokładnych wartości planowanych przepływów finansowych ze wspólnej kasy, trudno oceniać skutki uzgodnień unijnych przywódców. Co można zrobić w tej sytuacji?

Po pierwsze, czekać, aż liczby ujawni jednak sama Komisja. Tyle że ta zrobi to dopiero po kilku latach, i to w częściach.