Tam pracuje większość z nas, tam wytwarzana jest największa część naszego bogactwa, czyli 60 proc. PKB. To dzięki „misiom” wciąż pozostajemy zieloną wyspą.
To one są najbardziej elastyczne, z nich wyrastają innowacyjne spółki, które sukcesu nie zawdzięczają rencie monopolistycznej czy uprzywilejowanej pozycji odziedziczonej po PRL.
Skoro tak jest, to czemu „misiów” tak konsekwentnie nie docenia państwo? A nawet więcej – gnębi je. „Rzeczpospolita” wielokrotnie pisała o nadużyciach władzy wobec przedsiębiorców. Czy dotyczy to wielkich korporacji, państwowych molochów? Nie. Co rusz słyszymy natomiast o zniszczonej małej firmie, niesłusznym areszcie dla jej właściciela, bezdusznej windykacji. Dziś opisujemy kolejny taki przypadek.
To niekończący się serial, w którym państwo poluje na mały biznes, gnębiąc go kontrolami, inspekcjami, podejrzeniami, absurdalnymi decyzjami.
Ile jeszcze firm musi upaść, by urzędnicy zrozumieli, że w ten sposób szkodzą państwu, więc nam wszystkim – czyli także samym sobie?