Kolejne rządy od ponad 20 lat zapewniają, że zdrowa gospodarka to ich absolutny priorytet. Zarazem na co dzień dają dowody, że liczą się dla nich tylko wielkie publiczne przedsięwzięcia oraz silni partnerzy. Najlepszym przykładem takiej polityki są szeroko opisane w ostatnich latach przypadki inwestycji związanych z Euro 2012 i sprawa LOT.
Pierwszy przykład pokazuje, że za realizację wybujałych ambicji rządzących zapłacił bankructwami nie tylko sektor liderów rynku budowlanego, ale również setki podwykonawców. Przykład drugi dowodzi, że za to, by pod szyldem narodowego przewoźnika mogli latać nieliczni, musi zapłacić każdy, nawet najuboższy podatnik.
W obu sprawach wielokrotnie i z wielką troską wypowiadał się premier Donald Tusk. Widać, że takie sprawy leżą mu na sercu.
Zagadką jest natomiast, dlaczego mniej go interesuje los ponadpółtoramilionowej armii małych i średnich przedsiębiorstw, choć to one są fundamentem polskiej gospodarki. Czyżby premier nie wiedział, że to one wytwarzają 60 proc. PKB i dają zatrudnienie 70 proc. pracujących?
Niestety, mam pewność, że grzechem małych i średnich firm jest to, że ich działalność jest mało spektakularna. Ale to dzięki nim ciągle jeszcze istnieją państwowe straszydła, jak ZUS i NFZ, a premier i jego ministrowie mają wypłacane pensje. Małe i średnie firmy są solą polskiej gospodarki, a ich przetrwanie to warunek naszej społecznej i państwowej egzystencji.