Bo dziś wiemy już, że przynajmniej do sierpnia, a więc przez najbliższe cztery miesiące wszyscy w PO będą zajmowali się wyłącznie sobą. Obietnica rzecznika rządu, że partia wreszcie zajmie się Polską a nie samą sobą, pozostaje niezrealizowana. Zamiast walką z bezrobociem, porządkowaniem sytuacji w rządzie, którą wywołała część nieudolnych ministrów, premier będzie zajęty partią.
Oczywiście można powiedzieć, że krótsze wybory to krótszy okres zajmowania się sobą, ale to nie prawda. Bo wybory wcale się nie skończą, gdyż od października statutowo ruszają wybory w kołach, okręgach a potem regionach. Wybranych musi zostać mnóstwo ciał statutowych – sądy partyjne, komisje itp. A krótsza kampania wyborcza zamiast ocalić jedność w partii, tylko zbrutalizuje wewnętrzną walkę w Platformie.
Jeśli rzeczywiście dochodzi do wojny na haki, to te haki latać będą jeszcze szybciej i jeszcze częściej. Zamiast pokoju, Donald Tusk będzie miał w partii jeszcze silniejszy i jeszcze poważniejszy konflikt.
Moi rozmówcy, którzy byli na czwartkowym zarządzie PO zauważają jedno: nigdy jeszcze podziały nie były aż tak widoczne i aż tak otwarcie manifestowane. Choć nie było ani awantury, ani wielkiej kłótni, wszyscy wiedzieli, że Platforma to już nie drużyna, skupiona nad projektem, jakim jest rządzenie Polską. To raczej rodzina z Sycylii, która z jednej strony jest skazana na siebie (na zewnątrz jest PiS, czyli drugi klan), ale konflikty wewnętrzne są coraz poważniejsze. A że każdy nosi ze sobą broń, rodzinna awantura, zakończona strzelaniną, albo cicha egzekucja szwagra lub kuzyna w ciemnym zaułku jest tylko kwestią czasu. Jeszcze działa jakaś wewnętrzna lojalność (strach przed klanem Kaczora), ale wewnętrzne konflikty są tak ostre jak nigdy. I nawet jeśli ojciec rodziny wystrzela przeciwników i utrwali pozycję lidera, familia będzie przez to słabsza.
By skończyć już to sycylijskie porównanie – warto zwrócić uwagę na jedno: Tusk przyspieszając walkę o przywództwo w PO, przyznaje się wprost, że to przywództwo jest już kwestionowalne. I choć to on prawdopodobnie wygra wybory, sam fakt, że Gowin i Schetyna mówią wprost, że wyobrażają sobie Platformę rządzoną przez kogoś innego, jest już sygnałem, jak mocno Tusk jest osłabiony.