W skrajnej biedzie żyje ponad 2 mln Polaków, bez pracy jest blisko 2,3 mln, ponad 1,5 mln naszych rodaków na miejsce swojego pobytu wybrało inną zieloną wyspę, płace i dochody stoją w miejscu. Na to wszystko nakłada się trudna sytuacja finansów publicznych, mizerny wzrost gospodarczy i rosnący fiskalizm. Minister Jacek Rostowski niedługo będzie chciał opodatkować powietrze, którym oddychamy. Pomysłów zawartych w noweli ordynacji podatkowej nie powstydziłby się nawet Karol Marks.
O rozczarowaniu faktem niepodejmowania przez rząd wyzwań mówi wprost nawet polityk Platformy Obywatelskiej Jarosław Gowin. Zarzuca on premierowi Donaldowi Tuskowi trwanie zamiast działania.
I ma 100 procent racji. Można jeszcze trochę pościubić, pouśmiechać się, pokłócić o związki partnerskie czy in vitro, otworzyć jakiś kawałek autostrady czy sfotografować się na tle pociągu Pendolino. Ale to strategia na krótką metę.
Bo przed Polską stoją wyzwania. Więcej niż poważne. Bez względu na to, czy premier chce to przyjąć do wiadomości, czy nie. Przemysł, innowacje, demografia, infrastruktura, bezpieczeństwo energetyczne, bankrutujące systemy emerytalne, podmiotowość w UE i stan armii, masowa migracja, praca i polityka społeczna, e-administracja, deregulacja – każda z tych dziedzin wymaga podjęcia kluczowych decyzji, długofalowych strategii, konsekwencji wdrażania. I tego, czego Donald Tusk stara się unikać jak ognia – niepopularnych decyzji. Tylko podjęcie tych wyzwań może pchnąć nasz kraj na ścieżkę długotrwałego rozwoju.
Polacy są niezwykle elastyczni, mobilni, odporni i wbrew pozorom – w porównaniu z obywatelami Europy Zachodniej – mało roszczeniowi. Rząd, za co należy mu się pochwała, właściwie bez większych protestów przeprowadził dwie trudne reformy – emerytury pomostowe i podniesienie wieku emerytalnego. Gdyby działo się to we Francji czy we Włoszech, na ulice wyszłyby miliony protestujących.