Włączanie Ukrainy w zachodnią strefę wpływów jest odczytywane jako krok oskrzydlający Rosję od południa w fatalnych warunkach geopolitycznych. Obu krajów nie dzielą wszak przeszkody naturalne, granica to łatwa do przebycia równina. Agresywne poczynania Kremla na arenie międzynarodowej są zatem obroną przed potencjalną agresją, tworzeniem strefy ochronnej. Sporo w tym paranoi, ma ona jednak silne umocowanie w historii Rosji.
3
Skoro na razie nie jest możliwa jakakolwiek integracja Ukrainy z UE, pozostaje status quo, balansowanie Kijowa między wschodem oraz zachodem, z uwzględnieniem wpływów i Unii, i Rosji. Umowne kondominium obu sił. Moskwie da to względne bezpieczeństwo – nie musi wszak w pełni kontrolować Kijowa, pod warunkiem że nie kontrolują go inni, zaś Warszawie i Brukseli furtkę do integracji w korzystniejszych okolicznościach.
Kłopot w tym, że „naturalna" neutralność Ukrainy wyczerpała się wraz z jej zapaścią gospodarczą.
Rosja wykorzysta pomoc finansową, by przymuszać Kijów do wstąpienia do swojej unii celnej, bo to dla niej lepsze rozwiązanie niż bufor. Zadaniem polskiej i unijnej dyplomacji jest teraz skontrowanie tych zabiegów.
Trzeba jednak będzie podpompować neutralność, bo pozostawiona sama sobie uwiędnie. Opłacanie Ukrainy – opozycji, ruchów obywatelskich, a nawet reżimu poprzez kredyty – wydaje się konieczne nawet bez umowy stowarzyszeniowej. Pieniądz kontra pieniądz, obietnice kontra obietnice. Pokazanie Kijowowi przez UE finansowych pleców nie jest dobrym pomysłem.
Putin da Ukrainie 15 mld dol.? To tylko słowa, w miarę pewne są 3 mld. Kwota znaczna, ale możliwa do przebicia. Bez unijnych i polskich pieniędzy bufor przestanie istnieć. Warto go zachować nawet za cenę korumpowania reżimu i ukraińskich elit, nie są to stracone pieniądze, ale inwestycja w bezpieczeństwo. Na razie. Później może znowu przyjdzie czas na integrację.