Otóż goszcząca w nim pani dr Beata Kalinowska Gessel vel Kalisz na fali narodowej szajby wywołanej kłopotami Pendolino poinformowała słuchaczy, że przedwojenny pociąg ekspresowy „Luxtorpeda" pokonywał trasę na linii Warszawa - Zakopane w 2 godziny 9 minut z postojem w Rabce i zaledwie w 2 godziny bez przystanku w tym ślicznym, górskim miasteczku.
Rozumiem potrzebę błyszczenia w eterze. Mam też świadomość, że nie każdy musi się znać na kolejach, zwłaszcza w kontekście historycznym, ale stwierdzenie z kategorii obliczania czasu lotu Twardowskiego na kogucie na księżyc mogłoby przynajmniej wywołać jakąś reakcję w studiu. A siedzieli w nim nie tylko nagrodzony ostatnio nagrodą Grabskiego (gratulacje!) red. Maciej Głogowski, ale także dość przytomni zwykle Ryszard Petru oraz Jarosław Bełdowski.
Nie widziałem ich twarzy, ale nie usłyszałem też klekotu opadających szczęk. A opaść powinny, bo pani BKG vel K (proszę wybaczyć skrót) nie pomyliła się tylko w kwestii nazwy pociągu. Po pierwsze „Luxtorpeda" nie miała w rozkładzie jazdy kursów do Zakopanego. Owszem pod Tatry jeździła, ale z Krakowa. I właśnie na tej trasie osiągnęła ów słynny wynik (wciąż nie pobity) 2 godziny, 18 minut. W sensie czasu przejazdu pani dr BKG vel K pomyliła się więc niewiele (9 minut), ale w sensie dystansu czterokrotnie. O ile bowiem z Krakowa do Zakopanego jest sto kilometrów, o tyle w Warszawy całe 400 (licząc drogami asfaltowymi, nie trakcjami).
I tu wychodzi cała bzdura. Sławny pociąg pokonywał w latach trzydziestych 100 kilometrów z wyobrażalną średnią prędkością poniżej 50 km/h (choć średnia przejazdu z Chabówki, nie Rabki pod Tatry to około 30 km/h) a nie z prędkością dziś i wtedy – jak na Polskę - z kosmosu, ponad 200 km/h. Każdy, powtórzę, każdy przytomny człowiek powinien taki błąd zauważyć i dlatego dziwię się, że nie usłyszałem wspomnianego wyżej klekotu.
Inflacja mediów? Inflacja słowa? A może odpowiedzialności, za to, że nie wolno ludziom robić wody z mózgu? Redaktorze Głogowski, hello!!!