Prawo przewiduje jednak kilka sytuacji, gdy wolność tę można ograniczyć. Nawet trzy lata więzienia grożą choćby za negowanie zbrodni nazistowskich czy sowieckich.
Nie mamy jednak zakazu głoszenia propagandy kremlowskiej. Takiej, jaką można usłyszeć w Radiu Sputnik, które nadaje w kilku miejscach naszego kraju. Z punktu widzenia Polski ta działalność jest szkodliwa, ale instytucje państwowe wciąż nie znalazły sposobu, by utemperować nadawcę lub lokalne radiostacje.
Gdyby na serio podchodzić do niebezpieczeństwa, jakie stwarza rosyjska propaganda, należałoby zakazać nie tylko Sputnika, ale też dostępnej w sieciach kablowych i satelitarnych anglojęzycznej stacji RT (dawniej Russia Today), która rozsiewa na cały świat skrajnie stronniczy punkt widzenia Kremla. A tego – w czasach wolności słowa i swobody obiegu informacji – nie da się zrobić.
Skoro więc musimy się godzić z obecnością prokremlowskich mediów w Polsce, to polskie służby specjalne powinny przynajmniej bardzo uważnie je obserwować.
Warto też pamiętać, że medialna ofensywa Kremla nie powinna pozostawać bez odpowiedzi, bo kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Niech nam się nie wydaje, że skoro propaganda rosyjska jest grubymi nićmi szyta, a jej tezy wydają się poza Rosją trudne do przyjęcia, to nikt jej nie może ulec. Pamiętajmy o nie tak dawnych czasach, gdy Moskwa bez problemu znajdowała na Zachodzie całe zastępy pożytecznych idiotów.