Wśród relacji z oświęcimskich obchodów rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau były lepsze i gorsze, mądrzejsze i te nieco mniej. Rekord należy jednak do austriackiego dziennikarza Ericha Nulera z wysokonakładowego (tych 600 tysięcy w 8,5-milionowym kraju można tylko pozazdrościć) tabloidu „Heute".
Nuler relacjonując uroczystości stwierdził iż w jego opinii „to bardzo smutne i niepokojące", iż prezydent Bronisław Komorowski w swoim wystąpieniu nie wspomniał nic na temat „polskiej współwiny za Holocaust". Tak, dokładnie tak: polskiej współwiny. To już nie przejęzyczenie o „polskim obozie", które można złożyć na karb geograficznego określenia dość rozpowszechnionego w wielu językach. To insynuacja. Tym bardziej zadziwiająca, że pada z ust (albo raczej z klawiatury) Austriaka, który cytując francuskiego klasyka „stracił dobrą okazję by siedzieć cicho".
Bzdurne zdanie (na które zareagowała już odpowiednio nasza ambasada w Wiedniu) jest najlepszym dowodem jak słabo uczą historii w Austrii. Czyżby absolwenci tamtejszych uczelni (a nie sądzę by dziennikarzy rekrutowano ze szkół zawodowych) nie znali tak wybitnych synów swojej ziemi jak Adolf Hitler, Ernst Kaltenbrunner, Arthur Seyss-Inquart, Odilo Globocnik, Amon Göth, Lothar Rendulic, Alfred Ritter von Hubicki, Alexander Löhr, Franz Böhme, Otto Skorzeny, Julius Ringel, Adolf Eichmann, Erhard Raus, Hans Fischböck, Hanns Albin Rauter, Alois Brunner?
Nie mówiąc o kilkuset tysiącach dzielnych wojaków, co spod Alp wybrali się do Warszawy (to austriaccy oficerowie dowodzili likwidacją powstania w getcie) albo nawet pod Stalingrad. Przy tak wybitnych osiągnięciach austriacki kolega-dziennikarz (wraz z redaktorami, którzy puszczali tekst do druku) jest zaprawdę przesadnie skromny.
Może warto już porzucić półwieczną z góry poprawność polityczną, która w przedstawicielach niektórych narodów wyhodowała potężny efekt wyparcia. Bo ani Rumuni, ani Słowacy, ani Węgrzy, ani Litwini, Łotysze i Estończycy, że nie wspomnę o Francuzach o ciemnych stronach kolaboracji pamiętać nie chcą. Tak bardzo nie chcą, że bez wahania stają po stronie zwycięskich aliantów, a do tego od czasu do czasu wypominają nawet grzechy innym.