Jednak żyjemy w jakiejś innej rzeczywistości.
To szokujące usłyszeć, że Iran to jedyny poważny wróg cywilizowanego świata - i będzie nim na wieki. I że najważniejsze, co trzeba zrobić, to nie dopuścić, by nieodpowiedzialny prezydent USA Barack Obama zawarł porozumienie z państwem ajatollahów.
Takie teorie premier Izraela wygłasza w czasie gdy po pierwsze Rosja prowadzi wojnę, radykalizuje się z dnia na dzień i stanowi realne zagrożenie dla bezpieczeństwa Zachodu, po drugie w siłę rośnie samozwańcze Państwo Islamskie, niemal codziennie jego szaleni bojownicy obcinają głowy tym, którzy kojarzą im się z Zachodem. A także z Izraelem. Przecież ostatnie ataki dżihadystów w Europie były skierowane przeciwko Żydom - terroryści wyznający ideologię bliską "Państwu Islamskiemu" mordowali Żydów w sklepie w Paryżu i przed synagogą w Kopenhadze.
Iran jest w walce z sunnickimi radykałami naturalnym sojusznikiem Zachodu, z prostej przyczyny: dla "Państwa Islamskiego jest równie znienawidzonym wrogiem. Ale Netanjahu nawet myśl o współpracy z Iranem chce Amerykanom wybić z głowy. Bo sojuszu przecież Obama nie planował..
Rosja wrogiem Iranu nie jest, przeciwnie - umiejętnie rozgrywa współpracę z nim do utrudnienia życia Zachodowi. Tym bardziej dogadywanie się Zachodu z Iranem jest sensowne, bo zmniejszyłoby wpływy Rosji, polegające przecież m.in. na dzieleniu się atomem z nieprzewidywalnymi reżimami. A program atomowy Iranu jest najstraszniejszym złem, jakie może sobie wyobrazić Netanjahu. Porozumienie z Teheranem, do którego dąży (a może już trzeba powiedzieć: dążył) Obama, to zdaniem Netanjahu prosta droga do wyprodukowania irańskiej bomby atomowej, która ma służyć do zniszczenia Izraela.