Na razie ISIS skupiło się głównie na syryjskiej Palmyrze, starożytnym cudzie świata. Wojownicy ISIS chwalą się zdjęciami dowodzącymi ich bestialstwa i głupoty. Na przykład zdjęciami figur przejętych od przemytnika w okolicy Aleppo, który został skazany na publiczną chłostę. Jak pokazują fotografie, posągi rozgnieciono na proch wielkimi młotami. Na innych zdjęciach widać z kolei antyczną świątynię, która leży w gruzach.

Dekadę temu rządzący Afganistanem talibowie zniszczyli monumentalne posągi Buddy w Bamjanie, 150 km na zachód od Kabulu. Afgański serwis informacyjny Afghan Islamic Press z siedzibą w Pakistanie z nieukrywaną dumą podawał, że talibowie użyli „wielkiego ładunku wybuchowego".

Szkoda słów, a czynów nie widać. Cywilizowany świat podchodzi do ISIS jak pies do jeża. W Macedonii czy Bułgarii powstają mury mające ograniczać plagę, czyli napływ uchodźców. Te działania budowlane niewiele mają wspólnego z humanitaryzmem, są nawet nieco wstydliwe. W tej sytuacji decydenci nie zadają sobie trudu i nie żałują róż, skoro płoną lasy. Dlatego, oprócz gadaniny i wygrażania pięścią, nie spodziewajmy się działań w obronie zabytków niszczonych przez ISIS. Spodziewajmy się ich niszczenia w dalszym ciągu.

Gdy w 1562 roku hugenoci plądrowali słynne opactwo w Cluny założone w 910 roku, które odmieniło oblicze chrześcijaństwa, rozumowali jak zabytkożercy z ISIS. Ale gdy w 1811 roku mury tego opactwa rozbierano na zlecenie okolicznych sklepikarzy, karczmarzy i rzemieślników, aby użyć kamieni do budowy drogi ułatwiającej dojazd do ich zakładów, działano w poczuciu nadążania za wymogami ówczesnej nowoczesnej gospodarki. Ci ludzie wierzyli, że sprzyjają wzmożonej wymianie towarów i usług, co w ostatecznym rozrachunku wzbogaca ich kraj. Tak to wtedy rozumieli.

Jak rozumieją to, co robią wojownicy ISIS, trudno odgadnąć. W tej kwestii cywilizowany świat się poddaje, a zabytki oddaje na pastwę rozumnych inaczej.