Przypomnijmy, w kwietniu tego roku grupa badaczy z uniwersytetu w Guangzhou ogłosiła wyniki eksperymentu z poprawianiem ludzkich embrionów.
Wtedy w roli szczurów doświadczalnych wystąpiło 96 zapłodnionych komórek jajowych, które powstały z przeznaczeniem do zabiegu in vitro. Okazały się one jednak uszkodzone genetycznie, z żadnej z nich nie rozwinąłby się zdrowy człowiek, tak więc wykorzystano je do eksperymentu. Efekt? Tylko w kilku przypadkach udało się zarodkom właściwie wymienić materiał genetyczny.
Chiński eksperyment wywołał negatywne reakcje w świecie, uznano go za moralnie niedopuszczalny. Nie zraziło to jednak grupy Hinxton – międzynarodowego grona wybitnych specjalistów w dziedzinie medycyny, genetyki, prawa, etyki, do ogłoszenia, że prace nad metodami modyfikacji ludzkiego DNA są fundamentalne dla postępów nauki. A opinia takich autorytetów przeciera bądź co bądź ludzkości dalszy szlak.
I tak po raz kolejny daje o sobie znać zasada równi pochyłej. Jeśli się z moralnego punktu widzenia zaakceptuje A, to za jakiś czas trzeba będzie zaakceptować i B.
Niedawno w Polsce toczyła się debata na temat in vitro. W jej trakcie krytycy tej metody podnosili problem manipulacji genetycznych, który się z nią nieuchronnie wiąże. Po przeciwnej stronie sporu odpowiadano, że tego niebezpieczeństwa można uniknąć. Koronny argument brzmiał, że chodzi wyłącznie o to, by pary, które nie mogą w naturalny sposób zajść w ciążę, mogły również cieszyć się potomstwem. Ze szlachetnymi intencjami trudno jest polemizować, ale ich konsekwencje bywają dramatyczne.