Bartkiewicz: Konstytucja zastępcza

Kato starszy miał kończyć każde swoje wystąpienie w rzymskim Senacie słowami „A poza tym sądzę, że Kartagina powinna zostać zniszczona”. W debacie o konstytucji, którą zaproponował nam wszystkim prezydent Andrzej Duda, należałoby każdą wypowiedź zaczynać od słów „Konstytucja nie zostanie zmieniona”.

Publikacja: 04.05.2017 14:56

Bartkiewicz: Konstytucja zastępcza

Foto: Archiwum prywatne

A mówiąc precyzyjniej – nie zostanie zmieniona w tej kadencji parlamentu. Wskazuje na to czysta matematyka. Zmiana konstytucji  dokonywana jest w Sejmie większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, przy czym należy się spodziewać, że przy głosowaniu nad taką zmianą w Sejmie nieobecnych można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. To z kolei oznacza, że gwarancję zmienienia konstytucji daje większość 307 głosów. Tymczasem – PO, Nowoczesna, PSL i koło Unii Europejskich Demokratów dysponują łącznie 183 głosami. Innymi słowy do zmian należałoby przekonać 30 posłów tych ugrupowań. Owszem, zdarzyło się w naszej historii, że rząd upadł przez posła, który miał zatrzasnąć się w toalecie – ale zatrzaśnięcie się w jednym momencie aż 30 posłów w toalecie wydaje się mało prawdopodobne. 

 

Kiedy więc uświadomimy sobie, że w całej operacji nie chodzi o zmianę konstytucji, możemy właściwie odczytać intencje stojące za propozycją prezydenta. 

Po pierwsze – jest to niewątpliwie próba upodmiotowienia głowy państwa (o czym w „Rzeczpospolitej” pisał już Michał Kolanko) ważna w kontekście przyszłych starań o reelekcję. Owszem – do wyborów prezydenckich mamy jeszcze trzy lata, ale w polityce tak jak w szachach wygrywa ten, kto planuje kilka ruchów do przodu. A skoro wiele wskazuje na to, że rywalem Andrzeja Dudy będzie w 2020 roku Donald Tusk, należy odpowiednio przygotować sobie grunt, pod tę batalię. Prezydent występujący z inicjatywą zmiany konstytucji ustawia się w tym przyszłym starciu w roli kandydata zmiany, a Donalda Tuska obsadza w roli kogoś kto chce, by „było tak jak było”. Obrona ancien régime jest zaś zawsze trudniejsza, niż obietnica nowego, wspaniałego świata. Dodatkowo odpowiednio sformułowane pytanie (najlepiej jak najbardziej ogólne) w ewentualnym referendum AD 2018 – i, co za tym idzie, zdobycie większości dla zmiany, może poważnie wzmocnić prezydenta. W jaki sposób? Otóż każdy głos zwolennika zmiany konstytucji – niezależnie czy będzie to wyborca Korwin-Mikkego, Kukiza, Razem, zwolennik systemu prezydenckiego czy ktoś kto chce zapisania w konstytucji uspołecznienia środków produkcji – zostanie zapisany na rzecz Andrzeja Dudy. Sprytne.

Po drugie – otwarcie debaty nad konstytucją wzmacnia ruch Kukiz’15, dla którego jest to najważniejszy temat. I nie chodzi tu raczej o to, że PiS widzi w tym ugrupowaniu ewentualnego koalicjanta – bo dla Pawła Kukiz PiS, tak jak PO, są wytworami znienawidzonej partiokracji co sprawia, że nawet po mało prawdopodobnym porozumieniu z PiS Kukiz’15 byłby zapewne jednocześnie w koalicji i w opozycji. Chodzi raczej o przyciągnięcie do formacji Kukiza tych wyborców, którym podoba się np. postulat wpisania do konstytucji zakazu zadłużania państwa przez rząd. A więc liberalnych wyborców, którzy przy urnach zastanawiają się które zło będzie mniejsze. A uszczknięcie nawet 1-2 proc. elektoratu PO-Nowoczesnej to gra warta świeczki. Zwłaszcza zepchnięcie tej drugiej formacji tuż pod próg wyborczy może być cenne – warto pamiętać, że PiS ma dziś większość, ponieważ progu wyborczego nie pokonała Zjednoczona Lewica.

Wreszcie po trzecie – i chyba najważniejsze – debata konstytucyjna to idealny temat zastępczy, który będzie można wyciągać za każdym razem, gdy niewygodne dla PiS tematy będzie próbowała forsować opozycja. Na każdą kontrowersję związaną z działaniami Antoniego Macierewicza będzie można odpowiedzieć informacją przekazaną przez polityka „zbliżonego do władz PiS”, że Jarosław Kaczyński chce wprowadzenia systemu prezydenckiego. Reforma sądownictwa? Co tam reforma, kiedy nieoficjalnie wiadomo, że PiS nie wyklucza porozumienia się z Kukiz’15 w sprawie jednomandatowych okręgów wyborczych. TKM w spółkach Skarbu Państwa? Ale, ale… Pojawił się przeciek, że PiS chce wpisać do konstytucji ograniczenie liczby kadencji prezydentów miast.  

Konstytucja to świetny temat zastępczy – debata na najwyższym poziomie ogólności nad dokumentem, którego w obecnej rzeczywistości politycznej zmienić nie sposób. A który – jednocześnie – jest tak ważny, że zignorować tematu nie można. Dlatego, gdy na czołówki w mediach będą trafiać kolejne propozycje w sprawie ustawy zasadniczej, warto bardzo uważnie czytać, co znajduje się na kolejnych stronach. 

A mówiąc precyzyjniej – nie zostanie zmieniona w tej kadencji parlamentu. Wskazuje na to czysta matematyka. Zmiana konstytucji  dokonywana jest w Sejmie większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, przy czym należy się spodziewać, że przy głosowaniu nad taką zmianą w Sejmie nieobecnych można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. To z kolei oznacza, że gwarancję zmienienia konstytucji daje większość 307 głosów. Tymczasem – PO, Nowoczesna, PSL i koło Unii Europejskich Demokratów dysponują łącznie 183 głosami. Innymi słowy do zmian należałoby przekonać 30 posłów tych ugrupowań. Owszem, zdarzyło się w naszej historii, że rząd upadł przez posła, który miał zatrzasnąć się w toalecie – ale zatrzaśnięcie się w jednym momencie aż 30 posłów w toalecie wydaje się mało prawdopodobne. 

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Emmanuel Macron wskazuje nowego premiera Francji. I zarazem traci inicjatywę
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rafał, pardon maj frencz!
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Rok rządu Tuska. Normalność spowszedniała, polaryzacja największym wyzwaniem
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rok rządów Tuska na 3+. Dlaczego nie jest lepiej?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Komentarze
Bogusław Chrabota: O dotacji dla PiS rozstrzygną nie sędziowie SN, a polityka