A mówiąc precyzyjniej – nie zostanie zmieniona w tej kadencji parlamentu. Wskazuje na to czysta matematyka. Zmiana konstytucji dokonywana jest w Sejmie większością co najmniej 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, przy czym należy się spodziewać, że przy głosowaniu nad taką zmianą w Sejmie nieobecnych można byłoby policzyć na palcach jednej ręki. To z kolei oznacza, że gwarancję zmienienia konstytucji daje większość 307 głosów. Tymczasem – PO, Nowoczesna, PSL i koło Unii Europejskich Demokratów dysponują łącznie 183 głosami. Innymi słowy do zmian należałoby przekonać 30 posłów tych ugrupowań. Owszem, zdarzyło się w naszej historii, że rząd upadł przez posła, który miał zatrzasnąć się w toalecie – ale zatrzaśnięcie się w jednym momencie aż 30 posłów w toalecie wydaje się mało prawdopodobne.
Kiedy więc uświadomimy sobie, że w całej operacji nie chodzi o zmianę konstytucji, możemy właściwie odczytać intencje stojące za propozycją prezydenta.
Po pierwsze – jest to niewątpliwie próba upodmiotowienia głowy państwa (o czym w „Rzeczpospolitej” pisał już Michał Kolanko) ważna w kontekście przyszłych starań o reelekcję. Owszem – do wyborów prezydenckich mamy jeszcze trzy lata, ale w polityce tak jak w szachach wygrywa ten, kto planuje kilka ruchów do przodu. A skoro wiele wskazuje na to, że rywalem Andrzeja Dudy będzie w 2020 roku Donald Tusk, należy odpowiednio przygotować sobie grunt, pod tę batalię. Prezydent występujący z inicjatywą zmiany konstytucji ustawia się w tym przyszłym starciu w roli kandydata zmiany, a Donalda Tuska obsadza w roli kogoś kto chce, by „było tak jak było”. Obrona ancien régime jest zaś zawsze trudniejsza, niż obietnica nowego, wspaniałego świata. Dodatkowo odpowiednio sformułowane pytanie (najlepiej jak najbardziej ogólne) w ewentualnym referendum AD 2018 – i, co za tym idzie, zdobycie większości dla zmiany, może poważnie wzmocnić prezydenta. W jaki sposób? Otóż każdy głos zwolennika zmiany konstytucji – niezależnie czy będzie to wyborca Korwin-Mikkego, Kukiza, Razem, zwolennik systemu prezydenckiego czy ktoś kto chce zapisania w konstytucji uspołecznienia środków produkcji – zostanie zapisany na rzecz Andrzeja Dudy. Sprytne.
Po drugie – otwarcie debaty nad konstytucją wzmacnia ruch Kukiz’15, dla którego jest to najważniejszy temat. I nie chodzi tu raczej o to, że PiS widzi w tym ugrupowaniu ewentualnego koalicjanta – bo dla Pawła Kukiz PiS, tak jak PO, są wytworami znienawidzonej partiokracji co sprawia, że nawet po mało prawdopodobnym porozumieniu z PiS Kukiz’15 byłby zapewne jednocześnie w koalicji i w opozycji. Chodzi raczej o przyciągnięcie do formacji Kukiza tych wyborców, którym podoba się np. postulat wpisania do konstytucji zakazu zadłużania państwa przez rząd. A więc liberalnych wyborców, którzy przy urnach zastanawiają się które zło będzie mniejsze. A uszczknięcie nawet 1-2 proc. elektoratu PO-Nowoczesnej to gra warta świeczki. Zwłaszcza zepchnięcie tej drugiej formacji tuż pod próg wyborczy może być cenne – warto pamiętać, że PiS ma dziś większość, ponieważ progu wyborczego nie pokonała Zjednoczona Lewica.