Polak wpadł na metę ze Szwajcarem Marcem Hirschim, który szybciej wypchnął rower w kierunku „kreski". Srebro zdobył Wout van Aert, ale to dla niego porażka, bo Belg był faworytem, a jego koledzy z kadry kontrolowali tempo peletonu.
Kwiatkowski nie stanął na podium, choć jechał jak profesor. 30-latek podczas trwającej ponad sześć i pół godziny rywalizacji nawet na moment nie stracił czujności. Był blisko czołówki, obserwował sytuację, nie reagował na akcje rywali i ruszył do przodu dopiero wówczas, kiedy wiedział, że zaczęła się decydująca akcja.
Podczas ostatniego podjazdu na czele wyścigu zostało dziewięciu kolarzy, szarpnięcie Kwiatkowskiego ograniczyło czołówkę do sześciu. Wreszcie do przodu wyrwał Alaphilippe. Po zjeździe miał 15 sekund przewagi, a rywale jakby stracili z oczu złoto i zaczęli martwić się srebrem.
– Czuję niedosyt. Myślałem, że mistrzostwo jest w zasięgu. Nie oszczędzałem się, bo wierzyłem, że dzięki współpracy dojdziemy Juliana – powiedział Kwiatkowski przed kamerą TVP.
Polak większość zawodowej kariery poświęcił, aby służyć innym, w zespole Ineos Grenadiers podczas Tour de France gra rolę ekskluzywnego pomocnika. Kadra to miejsce, gdzie jest liderem. Koledzy opiekowali się nim tak długo, jak mogli, ale nie wytrzymali tempa najlepszych. Ostatnie 70 km Kwiatkowski jechał sam, co tylko uszlachetnia jego wynik.