Taką zmianę wprowadza nowela ustawy o stanie wojennym oraz o kompetencjach Naczelnego Dowódcy Sił Zbrojnych, która 2 listopada wchodzi w życie.
Projekt przygotowano w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie RP. Jak napisano w uzasadnieniu, działalność w cyberprzestrzeni staje się nieodzownym elementem funkcjonowania państwa i społeczeństwa, ale informatyzacja obok korzyści rodzi zagrożenia.
Przykładem mogą być niedawne masowe ataki na rządowe systemy teleinformatyczne Estonii czy podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej. Dlatego państwo powinno być przygotowane na ich ich odparcie i zwalczanie skutków.
Nowela uwzględnia te zagrożenia jako przesłanki wprowadzenia jednego ze stanów nadzwyczajnych przewidzianych w konstytucji (art. 229, 230 i 232). Przypomnijmy, że stan wojenny lub wyjątkowy może wprowadzić prezydent na na wniosek rządu, ale niezwłocznie musi przedstawić rozporządzenie Sejmowi, który może je uchylić. Stan klęski klęski żywiołowej ustanawia rząd na okres do 30 dni, a na przedłużenie musi się zgodzić Sejm. Oczywiście by wprowadzić któryś z tych stanów muszą zaistnieć wskazane w konstytucji przesłanki, w przypadku np. stanu wojennego: zewnętrzne zagrożenie państwa.
Choć nie bez zastrzeżeń, że np. trzeba wrócić do tematu w nowej kadencji, nowelę poparły wszystkie kluby z wyjątkiem PiS. Jego przedstawiciel, poseł Jarosław Zieliński mówił podczas sejmowej debaty, że od zmian definicji nie będzie bezpieczniej, a nowela nie ustanawia mechanizmów zwalczania cyberzagrożeń. Ironizował wręcz, czy nie chodzi o to, by prezydent zyskał instrument do walki z przeciwnikami, w rodzaju twórców strony internetowej antykomor.pl.