Polakom kulturkampf kojarzy się (nie bez przyczyny) z pruskim programem wynarodowienia mieszkańców Wielkopolski, Pomorza i Śląska. Zawężona perspektywa traci z oczu całość kampanii wycelowanej w etnicznych Niemców – szczerych patriotów zapewne – którym nowa Rzesza nacjonalizowała sumienia, wyznanie i światopogląd. Lepienie mocą ustawy jednorodnego społeczeństwa narodowego, oddanego celom państwa każdym aspektem życia, sugeruje, a wręcz narzuca skojarzenia z jeszcze radykalniejszym projektem Niemców – zrodzonym pół wieku później...
Kultura i pikielhauba
Zarówno w intencjach, jak i w brutalnej praktyce, kulturkampf nie oferował nic więcej oprócz walki z niezależnością Kościoła katolickiego (Prusy jedność wyznaniową i narodową Polaków widziały jako część tego samego problemu). Stąd hasło „walki o kulturę” lub „walki kultur” brzmi trochę nieadekwatnie.
Czytaj więcej
Konrada Adenauera zapamiętano jako polityka z zasadami, ale nie ideologicznymi. Patriotę, ale nie nacjonalistę. Pragmatyka, ale nie w każdym wypadku. Wsłuchującego się w głos wyborców, ale nie populistę. Do historii przeszedł jako postępowy konserwatysta.
Istotnie, termin powstał trochę post factum, gdy ustawy kampanii działały pełną parą od 1871 r. Tymczasem hasło objawiło się w roku 1873, będąc autorską interpretacją Rudolfa Virchowa, pośledniego posła w pruskim Landtagu ze skrzydła liberalnych jastrzębi. Medyczny patolog z pomorskiego Świdwina przedstawił konflikt z katolicyzmem jako cywilizacyjny wybór między reformacką tradycją nauki i oświecenia, a zabobonem i obskurantyzmem papistów. Kościół rzymski, jako obce ciało w zdrowym ciele kultury niemieckiej, był antytezą nowoczesnego – co wówczas znaczyło narodowego – państwa tożsamego z postępem.
To nie przypadek. Kulturkampf maluje się w pikielhaubie pruskiego konserwatyzmu, lecz jego politycznym zapleczem byli liberałowie, precyzyjniej zaś – libertyni z tradycji reform napoleońskich i Wiosny Ludów, tacy jak Virchow właśnie. Gdy umarł w 1902 r., nawet jego Kościół protestancki się wahał, czy ciało grzebać z wyznaniowym ceremoniałem. Także przyszły wicepremier Prus – Johannes von Miquel z Partii Narodowo- -Liberalnej (zabawne, bo był potomkiem francuskich uciekinierów przed jakobińskim terrorem) – należał do marksistowskiej Ligi Komunistycznej i traktował katolickich rodaków jak podbitych i zwyciężonych wrogów. W istocie – narodowych liberałów nie zadowalał rozdział Kościoła i państwa, pragnęli dokończyć rewolucję oświeceniową we wszystkich państwach niemieckich.