Zmiana w prawie wymuszona jest dyrektywami unijnymi, ale powodowana też faktem, że próby ograniczenia zużycia foliowych torebek z końca zeszłego dziesięciolecia nie były zbyt skuteczne. Opłaty od 5 do 20 groszy spowodowały spadek o 36 procent. Z poziomu 470 rocznie zeszliśmy do około 300 rocznie średnio na klienta. Celem zaś jest kilkadziesiąt rocznie.

Resort środowiska, jak dowiedziało się RMF FM, planuje wprowadzenie opłaty w wysokości maksymalnie złotówki od torebki. Wpływy zasilą specjalny fundusz utylizacji odpadów, co jest istotną zmianą, bo dotychczas przychody ze sprzedaży torebek zasilały kasę sklepu. Minister będzie ustalał wysokość opłaty każdego roku.

Przepisy mają dotyczyć torebek o grubości do 50 mikronów, a więc takich, jakie kupujemy przy kasach, by zapakować zakupy. Nie będą dotyczyły torebek o grubości do 15 mikronów, których używa się do pakowania żywności ze względów higienicznych. Stoiska z chlebem raczej się więc nie zmienią.

Problem nadmiernego zużycia foliowych siatek nie dotyczy tylko Polski, ale każdy kraj UE rozwiązuje go inaczej. We Francji obowiązkowy jest udział materiałów biodegradowalnych w takich torbach (docelowo 60 procent), z kolei Niemcy planują wprowadzenie samodzielnego ustalania opłat przez sklepy (przewiduje się około 20 eurocentów za torebkę).

Przeciętny konsument używa foliowej torebki przez kilkanaście do kilkudziesięciu minut. Wyrzucona potem siatka rozkładać się może nawet 400 lat. Procesowi przetwarzania odpadów podlega w Polsce około 40 procent wyrzucony siatek.