Ministrowie finansów strefy euro we wtorek wieczorem mieli dyskutować o nowych sposobach finansowania krajów najbardziej dotkniętych obecnym kryzysem. Już w ubiegłym tygodniu pomoc obiecał Europejski Bank Centralny, który ma kupować obligacje państw strefy euro do kwoty 750 mld euro. – To przykład pierwszej wielkiej skoordynowanej akcji. Rządy mogą pójść na rynek i pożyczać pieniądze na walkę z koronawirusem – mówi „Rzeczpospolitej" Maria Demertzis, wicedyrektor think tanku Bruegel w Brukseli. Ale pojawiają się wołania o więcej pieniędzy i zdaniem Demertzis są one uzasadnione. – To jest kryzys, jakiego nigdy nie doświadczyliśmy. Nie jesteśmy nawet w stanie oszacować jego skali, bo nie wiemy, jak długo potrwa zamknięcie gospodarek. Ale dlatego właśnie nie można czekać, trzeba działać już teraz. Trzeba wytoczyć wszystkie działa, które mamy – uważa ekspertka.
Gdy w 2009 roku, w następstwie upadku Lehman Brothers i zamieszania na światowych rynkach, zaczął się kryzys finansowy w strefie euro, nikt w UE nie miał instrumentów pomocy. Dopiero z czasem tworzono ad hoc międzyrządowe mechanizmy ratunkowe, a na stałe w 2011 roku utworzono Europejski Mechanizm Stabilności. Kontrybuują do niego kapitałami i gwarancjami wszystkie państwa strefy euro, a EMS może być uzbrojony w wiarygodność m.in. takich państw, jak Niemcy czy Holandia, wypuszczać obligacje na rynku globalnym i pozyskiwać środki na ratowanie państw strefy euro przed bankructwem. Jego możliwości finansowe sięgają 500 mld euro, z czego obecnie dostępne jest 410 mld euro.
Jest kilka możliwych opcji działania teraz. Niektóre z nich uwzględniają właśnie EMS i możliwość udzielania przez niego kredytów państwom w potrzebie. To można zrobić właściwe od zaraz, bo istnieje gotowy instrument ECCL, czyli linia kredytowa z rozszerzoną warunkowością. Ale jak sama nazwa wskazuje, taki program jest warunkowy i wiąże się z potrzebą przeprowadzania reform. Według dziennika „Financial Times" tę opcję jako najszybszą do zastosowania i najłatwiejszą do zaakceptowania przez państwa strefy euro miał przedstawić we wtorek wieczorem ministrom finansów Paolo Gentiloni, unijny komisarz ds. gospodarczych. Rozważał też drugą możliwość, czyli pożyczki bezwarunkowe, tzw. dostarczanie płynności, tylko na wydatki związane wprost z walką z epidemią, czyli na służbę zdrowia. To jednak wymagałoby dyskusji, bo taki instrument nie istnieje.
Niezależnie od EMS wielu ekspertów rekomenduje, nie po raz pierwszy zresztą, emisje wspólnych euroobligacji. Czyli papierów dłużnych gwarantowanych przez wszystkie państwa strefy euro. To jest jednak opcja zupełnie nowa, wymagająca pracy analityków i prawników, a przede wszystkim trudna do zaakceptowania politycznie na północy Europy. Nawet w najgorszym kryzysie finansowym nigdy nie było na nią zgody. Czy koronawirus zmieni nieufność Północy do uważanego zwykle za bardziej rozrzutne Południa? – Wszyscy widzą chyba obrazki z Włoch. W takiej chwili mówienie, że Włosi zmarnowaliby pieniądze, jest nie na miejscu – uważa Demertzis. Jej zdaniem pytanie jest inne. Jak długo Włochy będą w stanie same finansować się na rynku i kiedy zostaną z niego wyrzucone. – Bo wtedy konsekwencje odczują wszyscy w strefie euro. Lepiej więc działać teraz razem, korzyści też odniosą wszyscy – argumentuje ekonomistka.