Stworzenie Partnerstwa Transpacyficznego (ang. Trans-Pacific Partnership, TPP) zabrało pięć lat i 19 serii oficjalnych pertraktacji.
Negocjatorzy spotykali się w Ho Chi Minh, Kuala Lumpur, Limie, Melbourne, San Diego oraz w innych krajach regionu Pacyfiku, gdzie omawiali nużące szczegóły związane z taryfami celnymi na wszystko, od mięsa po części samochodowe. Wynikiem jest największe regionalne porozumienie handlowe w historii.
Ogłoszone w październiku partnerstwo sygnatariusze określili jako „dobrodziejstwo dla 12 zaangażowanych krajów", które razem stanowią 40 proc. światowej gospodarki. Skorzystać mają nie tylko bogate USA, Kanada, Australia czy Japonia, lecz także mniej rozwinięte kraje partnerskie, takie jak Peru, Indonezja czy Filipiny.
Tyle że lata 90. i początki XXI w., kiedy to międzynarodowe obroty handlowe rosły dwa razy szybciej niż PKB, dawno minęły. Główny ekonomista w High Frequency Economics Carl Weinberg zauważa, że przez rok, licząc do czerwca 2015 r., całkowity eksport światowy był o 11 proc. mniejszy niż w ciągu poprzednich 12 miesięcy.
– Handel międzynarodowy sięgnie jeszcze dna – mówi. – To może być więcej niż tylko nieprzychylny wiatr. To może być tornado.