Źródłem tej niespodzianki były przede wszystkim ceny żywności i napojów bezalkoholowych, które wzrosły w grudniu o 0,2 proc. w stosunku do listopada, wyraźnie poniżej sezonowego wzorca. W rezultacie w ujęciu rok do roku towary z tej kategorii, mające największy udział w CPI (27 proc.), podrożały w grudniu o 5,9 proc. rok do roku, najmniej od października 2021 r., po 7,3 proc. w listopadzie. To wystarczyło, aby obniżyć roczną inflację o 0,4 pkt proc. w stosunku do listopada. Do jej spadku przyczyniły się też w nieco mniejszym stopniu zniżki cen paliw (o 6 proc. rok do roku).
Ważniejsza z perspektywy banku centralnego jest jednak tzw. inflacja bazowa, nieobejmująca chwiejnych i często niezależnych od sytuacji w krajowej gospodarce cen żywności, paliw i energii. Ta zaś nie daje takich powodów do optymizmu jak inflacja CPI. W grudniu, jak szacują obecnie ekonomiści, zmalała do około 6,9 proc. rok do roku, z 7,3 proc. w listopadzie. Taki wynik (oficjalne dane przedstawi w połowie stycznia NBP) byłby zgodny z oczekiwaniami ekonomistów sprzed wstępnego szacunku CPI. Oznaczałby, że w stosunku do listopada ceny z kategorii bazowych wzrosły w grudniu o 0,3–0,4 proc. powyżej sezonowego wzorca. – Głównym źródłem spadku inflacji były czynniki podażowe, a dezinflacja na poziomie kategorii bazowych postępuje wolniej – ocenia Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Presja z zewnątrz
Ekonomiści są zgodni w ocenach, że w najbliższych miesiącach inflacja będzie jeszcze malała, także głównie za sprawą cen paliw, żywności i nośników energii. Przyczyni się do tego wygasanie szoków na rynkach surowcowych w połączeniu z wysoką bazą odniesienia sprzed roku i polityką regulacyjną (utrzymywanie przez rząd obniżonej do zera stawki VAT na żywność oraz zamrożonych cen nośników energii). Dołek inflacja osiągnie prawdopodobnie w marcu, gdy może znaleźć się nawet w okolicy 3 proc., w paśmie dopuszczalnych odchyleń od celu NBP (2,5 proc. rocznie +/- 1 pkt proc.).
Prognozy inflacji w dalszej części roku komplikuje to, że – na mocy obowiązujących obecnie uchwał – obniżona stawka VAT na żywność obowiązuje tylko do końca I kwartału, a zamrożone ceny energii do połowy roku. Co będzie się działo z tymi elementami tzw. tarczy antyinflacyjnej później, nie wiadomo. Za najbardziej prawdopodobny scenariusz uchodzi jednak przynajmniej stopniowe jej wygaszanie. A to będzie powodowało wzrost inflacji w okolice 5–7 proc. na koniec roku.
Ekonomiści uczestniczący w cokwartalnej ankiecie makroekonomicznej NBP w jej najnowszej edycji, opublikowanej w zeszłym tygodniu, przeciętnie prognozują, że w 2024 r. inflacja wyniesie 5,5 proc., po 11,6 proc. w 2023 r., ale w 2025 r. zmaleje już tylko nieznacznie, do 4,5 proc. Za główną przyczynę tej oczekiwanej uporczywości inflacji uchodzi szybki wzrost płac, który z jednej strony wpływa na koszty firm, szczególnie usługowych, a z drugiej napędza popyt konsumpcyjny.
Na konferencji prasowej po grudniowym posiedzeniu RPP przewodniczący tego gremium, prezes NBP Adam Glapiński, mówił, że ze względu na niepewność dotyczącą polityki gospodarczej nowego rządu sternicy polityki pieniężnej na razie będą się skłaniali do ostrożności. Jak podkreślał, większą pewność co do ścieżki inflacji w kolejnych kwartałach RPP będzie miała w marcu, gdy departament analiz i badań ekonomicznych NBP przedstawi nową tzw. projekcję (prognozy sporządzane m.in. przy założeniu, że stopy procentowe pozostają niezmienione).