Projekt nowelizacji dyrektywy o delegowaniu pracowników to jeden z najbardziej kontrowersyjnych aktów legislacyjnych zaproponowanych przez obecną Komisję Europejską. Podzielił Europę dokładnie na Wschód i na Zachód. A Komisja stanęła w tym sporze po jednej stronie – Europy Zachodniej. Widać to było wyraźnie w czasie debaty zorganizowanej w środę w Parlamencie Europejskim. Zaproszono na nią przedstawicieli parlamentów narodowych. Ci ze starej Unii gremialnie popierali Marianne Thyssen, komisarz ds. zatrudnienia i spraw społecznych. Deputowani z Europy Wschodniej jednogłośnie ją krytykowali. – Dyrektywa na powrót stworzy mur w Europie – mówił Jan Mosiński, poseł PiS.

Projekt przedstawiony przez KE ma utrudnić delegowanie pracowników, czyli wysyłanie ich do wykonania kontraktu w innym kraju UE. Delegowanie jest nierozłączne ze swobodą świadczenia usług: firma polska dla wykonania usługi np. w Niemczech ma prawo wysłać tam swoich pracowników. Musi im zapłacić nie mniej niż płaca minimalna w Niemczech i spełnić tamtejsze wymogi dotyczące BHP, ale może ich pozostawić w krajowym systemie społecznym, czyli zapłacić składkę emerytalną i zdrowotną w Polsce. To czyni ich z reguły tańszymi niż pracownicy lokalni (w Polsce i innych krajach naszego regionu składki są niższe). KE chce to zmienić, wprowadzając kilka nowych zasad. Po pierwsze, podstawą wynagrodzenia ma być nie płaca minimalna, ale tzw. pensja konieczna – ma ona dodatkowo obejmować wszelkiego rodzaju premie i dodatki, które musiałyby być wypłacone lokalnemu pracownikowi na tym samym stanowisku pracy. Po drugie, ogranicza czas delegowania do dwóch lat. Po tym okresie pracownik musiałby zostać zatrudniony już całkowicie na lokalnych zasadach. Dyrektywa ma też wprowadzić zmiany dotyczące łańcucha podwykonawców oraz agencji pracy tymczasowej.

Delegowanie pracowników jest w ostatnim czasie bardzo krytykowane. Choć stanowią oni tylko 0,7 proc. siły roboczej w Europie, oskarża się ich o dumping socjalny. Czyli obarcza winą, że obniżają standardy socjalne, bo są oni zatrudniani na gorszych zasadach, co prowadzi do zwolnienia lepiej opłacanych lokalnych pracowników. Zdaniem Danuty Jazłowieckiej, eurodeputowanej PO, to fałszywy obraz. Bo już w obecnej legislacji pracownikowi nie można zapłacić mniej niż płaca minimalna. Jeśli więc mówimy o dumpingu socjalnym, to tylko wtedy, gdy łamane są obecnie obowiązujące przepisy.

Skąd takie stanowisko Brukseli? Jak powiedział przedstawiciel francuskiego parlamentu, na pięciu kandydatów na prezydenta chce zakazania delegowania w ogóle. W przyszłym roku odbędą się tam wybory prezydenckie i Bruksela boi się wzrostu nastrojów populistycznych. W UE rocznie deleguje się ok. 2 milionów pracowników, z czego blisko jedna czwarta to Polacy. Nowa dyrektywa musi zostać zaakceptowana przez większość państw członkowskich oraz Parlament Europejski.