Żaden kamień nie pozostanie nieobrócony – mówiła w styczniu 2020 r. Christine Lagarde, nowa prezeska Europejskiego Banku Centralnego, ogłaszając pierwszy od 2003 r. przegląd strategii tej instytucji. Nic dziwnego, że obserwatorzy europejskiej polityki pieniężnej wiązali z tym wydarzeniem spore nadzieje. Liczyli na to, że EBC zerwie łatkę intelektualnego spadkobiercy Bundesbanku, który z obawy przed nadmierną inflacją prowadzi zbyt ostrożną politykę, utrzymując strefę euro w stagnacji. Tak się prawdopodobnie nie stanie, choć na kategoryczną ocenę wyników przeglądu, ogłoszonych dwa tygodnie temu, jest za wcześnie.
Problem EBC dobrze opisał Christian Odendahl, główny ekonomista think tanku Centrum na rzecz Europejskiej Reformy (CER). Od 2003 r. Europejski Bank Centralny definiował stabilność cenową jako inflację „poniżej, ale bliską 2 proc.". „EBC prowadził politykę pieniężną adekwatnie do tego celu. Gdy miał wątpliwości, wolał celu nie sięgnąć, niż go przestrzelić" – tłumaczy Odendahl. Najbardziej jaskrawym tego przykładem była podwyżka stóp procentowych w 2011 r. w reakcji na przejściowy, jak się szybko okazało, skok inflacji spowodowany wzrostem cen ropy naftowej. Od tego czasu wiele się w polityce EBC zmieniło, ale inflacja i tak od 2013 r. jest stale wyraźnie poniżej celu frankfurckiej instytucji. A ekonomiści – nawet analitycy z samego EBC – nie wierzą, aby w najbliższych latach miało się to zmienić, choć stopy procentowe są zerowe, a w użyciu jest też całe spektrum niekonwencjonalnych narzędzi łagodzenia polityki pieniężnej, na czele z zakupami obligacji przez EBC.
Zdaniem Odendahla remedium na wyjście z tej pułapki jest proste. „Gdy bank centralny dochodzi do bariery zerowych stóp i nie może się z tego miejsca wydostać, musi się zobowiązać, że jeśli inflacja jest poniżej celu, to potem czasowo będzie dążyć do inflacji powyżej celu. To podwyższa oczekiwania inflacyjne i przyspiesza ożywienie" – tłumaczy ekonomista.
Taki manewr wykonał w sierpniu 2020 r. amerykański bank centralny, ogłaszając, że będzie dążył do utrzymania inflacji średnio na poziomie 2 proc. To oznacza, że po okresie zbyt niskiej inflacji – jak w ostatnich latach – cel inflacyjny Fedu będzie de facto wyższy, aż ceny w gospodarce wrócą do takiego poziomu, na jakim byłyby, gdyby inflacja stale wynosiła 2 proc.
Wielu ekonomistów oczekiwało, że EBC pójdzie w ślady Fedu. Rada Prezesów tej instytucji zdecydowała się jednak na nieco mniejsze zmiany w swojej strategii. Przyjęła, że jej celem jest inflacja na poziomie 2 proc. w średnim terminie, zamiast tuż poniżej 2 proc., a odchylenia inflacji w każdą stronę są równie niepożądane. To oznacza, że EBC będzie później niż w przeszłości reagował na perspektywę wzrostu cen w tempie powyżej 2 proc., ale nie będzie do tego świadomie dążył. A tym bardziej nie będzie się starał, aby skompensować okresy zbyt wolnego wzrostu cen okresami nadmiernego wzrostu.