Po poniedziałkowej sesji inwestorom trudno było odpowiedzieć na pytanie, w jakiej tak naprawdę formie jest nasz rynek. Niestety również po wtorkowych notowaniach ciężko wysnuć klarowne wnioski. Pozytywną informacją jest natomiast to, że indeksy warszawskiej giełdy zakończyły dzień nad kreską, co jeszcze rano wcale nie było takie oczywiste.
Wszystko dlatego, że początkowe godziny handlu upływały pod znakiem przeceny. WIG20 zaczął dzień od 0,1 – proc. spadku, a po kilku chwilach kolor czerwony zaczął jeszcze mocniej świecić na naszym parkiecie. Jak się jednak później okazało był to jednorazowy wybryk podaży. Mniej więcej od godz. 10 indeks największych spółek zaczął odrabiać straty, choć trzeba przyznać, że robił to bardzo powoli. Co ciekawe zachowaniem największych spółek nie przejmowały się „średniaki" z WIG50. Indeks ten już w poniedziałek błysnął siłą na tle całego rynku, a we wtorek miał ochotę powtórzyć ten wyczyn. W efekcie kiedy WIG20 walczył o to, aby wyjść na plus, indeks średnich firm zyskiwał prawie 1 proc. W ostatnich fragmentach sesji już jednak wszystkie indeksy były na plusie. Zawdzięczają to przede wszystkim wzrostom na początku notowań w Stanach Zjednoczonych. Nie zmienił się jednak układ sił. W ostatecznych rozrachunku najlepszy okazał się bowiem WIG50, który zyskał 0,94 proc. WIG20 zyskał 0,35 proc. zaś WIG250 0,3 proc. Obroty na całym rynku wyniosły prawie 900 mln zł.
Warto podkreślić, że Warszawa całkiem nieźle wypadła na tle innych rynków. Te w odróżnieniu od GPW przez cały walczyły z presją podaży. W efekcie większość z nich kończyła notowania pod kreską.
Większego wpływu na przebieg wtorkowej sesji nie miały publikowane w ciągu dnia dane makroekonomiczne. Indeks ZEW w Niemczech wyniósł we wrześniu 6,9 pkt. Co prawda jest to słabszy wynik niż miesiąc wcześniej, jednak i tak był on lepszy od oczekiwań ekonomistów. Prognozowali oni odczyt na poziomie 4,7 pkt. Wszystko wskazuje na to, że inwestorzy czekają na kolejne ruchy Rezerwy Federalnej. FED karty odkryje w środę wieczorem.